Wagary kontrolowane
Jeszcze dwa lata temu przepisy nie precyzowały, kiedy dyrektor powinien zgłosić, że uczeń nie realizuje obowiązku szkolnego. Większość robiła to, gdy nieobecności w semestrze przekraczały 50 proc.
W 2008 roku w ustawie o systemie oświaty znalazł się zapis, że szkoła ma prawo żądać ukarania grzywną ucznia notorycznie opuszczającego lekcje. Do wydziału edukacji posypały się doniesienia. W ubiegłym roku szkoły podstawowe i gimnazja zgłosiły 91 takich przypadków, szkoły ponadgimnazjalne - 612. W Krakowie kara dla rodziców wagarowicza wynosi od 1 do 5 tys. zł. Nikt jej jednak nie zapłacił. Dlaczego?
Aby ukarać rodzica grzywną za wagary dziecka, uczeń musi być nieobecny w szkole przez dwa tygodnie w sposób ciągły. - Młodzi ludzie doskonale zdają sobie z tego sprawę i z premedytacją przerywają wagary na jeden dzień. W ostatnim roku mieliśmy 317 takich przypadków - informuje Jan Żądło, dyrektor wydziału edukacji.
Jak powiedział nam dyrektor Szkoły Podstawowej nr 26 Tomasz Malicki, sprawa wagarów coraz częściej pojawia się na spotkaniach dyrektorów szkół. Wielu z nich uważa, że grzywny mogą zmobilizować rodziców do pilnowania dzieci, by chodziły na lekcje.
Są też jednak tacy, którzy wolą inne sposoby. - Przepisy, które mają przymusić rodziców do pilnowania, by dzieci chodziły do szkoły, są nieskuteczne - uważa kierująca Gimnazjum nr 2 Gabriela Olszowska. Sama woli kierować sprawę do sądu rodzinnego. Ten często w przypadku rodziców nieradzących sobie z dziećmi przydzielał kuratora, na którego spada obowiązek dopilnowania obecności ucznia w szkole.
- To lepszy sposób, tym bardziej że nałożonych kar za wagary urzędnicy często nie są w stanie wyegzekwować - podkreśla Olszowska.
Z 700 zgłoszonych do urzędu spraw dotyczących wagarów uczniów 70 jest jeszcze w toku. Do tej pory miasto ukarało grzywną w wysokości 1 tys. zł tylko jedną rodzinę. Nie zapłaciła, bo wykazała, że nie ma dochodów.
Lepiej niż Kraków ze ściąganiem grzywien za wagary radzą sobie Elbląg czy Bydgoszcz. W ubiegłym roku w Elblągu kary za uchylanie się od obowiązku szkolnego zapłaciło 112 osób, w Bydgoszczy - 24.
- Nie bawimy się w biurokrację i nie patrzymy, czy ciągłość wagarów jest zachowana, czy nie. Jeśli ktoś notorycznie wagaruje, jego rodzice są karani - mówi Marian Sajna, dyrektor wydziału edukacji w Bydgoszczy. Podkreśla zarazem, że jego urząd stosuje niższe niż Kraków mandaty - od 300 do 500 zł. - To po to, by można je było realnie ściągnąć. Jak rodzice wagarowicza raz zapłacą, zrobią wszystko, by dzieciak chodził do szkoły - przekonuje Sajna.
Tymczasem Żądło nie widzi wielkiego problemu w tym, że urząd nie ściąga pieniędzy od rodziców. - Wiele ze zgłoszonych spraw udaje się rozwiązać bez nakładania kar. Matki przychodzą, płaczą, obiecują poprawę - tłumaczy. Podkreśla, że realnie sprawa dotyczy zaledwie około 1 proc. krakowskich uczniów.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
|