ISSN 2081 - 6375
 
 
 
Nawigacja
Aktualnie online
bullet.png Gości online: 20

bullet.png Użytkowników online: 0

bullet.png Łącznie użytkowników: 31,078
bullet.png Najnowszy użytkownik: Pedagog Zsps

Ostatnie komentarze
bullet.png Kto będzie miał kw...
bullet.png [url]https://glos.pl...
bullet.png Dostałam podwyżkę...
bullet.png Podziwiam wychowawcz...
bullet.png Nie dość, że tak ...
bullet.png Z tego co piszesz wy...
bullet.png pracuje jako pedagog...
bullet.png Ciekawe co z godzin...
bullet.png świetne artykuły b...
bullet.png Im niższy indeks ty...
 
Wywiad z ministrem edukacji narodowej Katarzyną Hall
 


Wywiad z ministrem edukacji narodowej Katarzyną Hall

- Przygotowała Pani bardzo obszerną nowelizację prawa oświatowego, która dotyczy każdej szkoły, każdego samorządu i każdego nauczyciela. Projekt pojawił się na kilka miesięcy przed wyborami. Czy to dobry moment?

- Zawsze jesteśmy albo przed, albo po jakichś wyborach, a nauczyciele i uczniowie czekają na nowe możliwości, które ta ustawa ma im dać. Przedstawiamy tę nowelizację teraz, bo teraz daliśmy radę ją przygotować. Są w niej m.in. zmiany dotyczące tzw. dwóch nóg, na których ma stać system jakości edukacji: stawiania wymagań szkole i wspomagania szkoły. Żeby dobrze przygotować koncepcję wymagania i wspomagania, musieliśmy poświęcić wiele miesięcy na pracę, analizy, spotkania, dyskusje, konsultacje.

- Jest Pani zadowolona z efektu tych prac?

- Jestem przekonana, że powstał naprawdę dojrzały i przemyślany projekt. Trudny, szczególnie jeśli chodzi o budowanie systemu wspomagania. W tej sprawie odbyłam spotkania - województwo po województwie, a więc w sumie 16 - z przedstawicielami samorządów powiatowych i wojewódzkich, podczas których rozmawialiśmy o tym, jakie są zasoby każdego regionu. Bo każdy z nich jest zupełnie inny. Mapa poradni, placówek doskonalenia nauczycieli, bibliotek pedagogicznych jest zupełnie inna w każdym województwie. Zawsze są jakieś białe plamy, gdzieś czegoś nie ma. Na przykład są miejsca, w których kompletnie brakuje dostępu do diagnozy pedagogicznej. Badaliśmy wiele wskaźników – z każdego regionu, każdego powiatu. Planujemy duży projekt finansowany z pieniędzy europejskich, z którego każdy powiat otrzyma środki na modernizację systemu wspomagania.

- To będzie konsolidacja zasobów oświaty, zupełnie nowa jakość czy łączenie dotychczasowych instytucji pod zmienionym szyldem?


- Nieporozumieniem jest twierdzenie, że budujemy zupełnie nowe instytucje. Budujemy na bazie tych zasobów, które mamy – kadrowych, lokalowych, bibliotecznych. One teraz istnieją, tylko że nie wszędzie są równo rozmieszczone. Te zasoby solidniejsze są zwykle w tzw. starych miastach wojewódzkich. W innych powiatach natomiast bywa, że nie ma nic. Po całej serii spotkań ze starostami doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy trzech lat na budowanie sieci współpracy specjalistów w każdym regionie, dajemy na to środki, przygotowujemy algorytm ich podziału.
Druga rzecz w ustawie to nowe możliwości, takie, z których można skorzystać, ale nie stawiamy takiego obowiązku. Chodzi m.in. o mechanizmy, które w naszym przekonaniu mogą ograniczyć likwidację szkół, jak choćby tworzenie grup szkół i placówek oświatowych czy przyjmowanie młodszych dzieci do przedszkoli. To - podkreślam - możliwość, a nie konieczność. Ale warto spróbować skorzystać z niej tam, gdzie połączenie placówek w grupę zapobiegłoby likwidacji, gdzie mamy rozdrobnioną sieć szkół, a lokalna sytuacja demograficzna i geograficzna powoduje, że niewskazane jest też dowożenie uczniów.

- Problem likwidacji szkół co roku daje się we znaki...

- Zależy mi na tym, by ocalić jak najwięcej placówek edukacyjnych. By pomimo stojących przed nami wyzwań demograficznych, straszliwie malejącej liczby dzieci można było ocalić miejsca edukacji i pomyśleć o lepszych mechanizmach zarządzania. Samorządy różnie tę sytuację rozwiązują. To one są gospodarzem edukacji na swoim terenie, nikt ich w tej roli nie zastąpi. Muszą też być w jakiś sposób rozliczane ze swojej odpowiedzialności, żeby szkoły były w odpowiedniej odległości od uczniów, żeby były dostępne i odpowiedniej jakości. To tam jednak zapadnie decyzja, co jest korzystniejsze – likwidować i wozić, czy zgrupować i nie wozić. Tam najlepiej są znane możliwości i potrzeby. I tam na styku dyskusji między mieszkańcami a władzami samorządowymi te decyzje zapadają. Często te dyskusje są bardzo burzliwe, a radni zmieniają zdanie. Część uchwał intencyjnych o likwidacji szkół w całym kraju zapewne nie dojdzie do skutku, samorządy wycofają się z tych zamiarów. Uważam, że można dać samorządom dodatkową możliwość, może ktoś z niej skorzysta, wycofa się z zamiaru likwidacji szkoły. Wydaje się, że w niektórych samorządach to może być dodatkowe koło ratunkowe.

- Ale w tej nowelizacji są też przepisy, które umożliwiają samorządom nieograniczone przekazywanie szkół i „zadań edukacyjnych”. Czy nie obawia się Pani, że to wywoła lawinę?

- Nie ma mowy o nieograniczonym przekazywaniu. My nawet ograniczamy tę możliwość, bo wprowadzamy klarowne kryteria. Pamiętam, że już wprowadzona w 2009 r. możliwość przekazywania szkół wzbudzała ogromny niepokój, ale została wykorzystana tak naprawdę tylko w kilkunastu przypadkach. Nadal niektórym samorządom bardziej opłaca się przekazać szkołę w drodze likwidacji. Jestem przekonana, że również teraz nie są to przepisy, z których samorządy będą masowo korzystać. Chcieliśmy jednak dać nowe możliwości. Otrzymywałam korespondencję, z której wynikało, że w konkretnej miejscowości były dwa stowarzyszenia walczące o przejęcie szkoły. Rozgoryczone stowarzyszenie pytało, dlaczego wójt przekazał szkołę temu drugiemu, choć nie miało ono nic wspólnego z daną miejscowością. Nie umiałam tego w żaden sposób rozstrzygnąć, ponieważ radni mieli praktycznie wolną rękę w przekazywaniu szkoły i to oni decydowali, kto otrzyma konkretną placówkę. Dlatego potrzebne są tu wyraźnie sprecyzowane kryteria - wygrywać powinien najlepszy, ten, kto ma największe doświadczenie, potencjał, kto przedstawi klarowną ofertę. Nie trzeba przy tym wyważać otwartych drzwi – mamy przecież ustawę o pożytku publicznym i wolontariacie, która w jasny sposób mówi, na jakich zasadach można przekazywać organizacjom obywatelskim zadania publiczne. To świetnie działa np. w sektorze pomocy społecznej. Organizuje się tam konkursy na zadania publiczne. Pojawia się więc pytanie, czy ustawa o pożytku publicznym nie mogłaby zadziałać także w edukacji? Wtedy byłoby jasne, że organizacja przejmująca szkołę musi się wykazać konkretnym potencjałem, że nie ma decyzji uznaniowych, tylko jasne kryteria. Ustawa ta wyklucza z tego rozdania osoby fizyczne, ale nie widzę powodu, dla którego rada miasta miałaby przekazać szkołę osobie fizycznej. Mogą one w różny sposób dojść do prowadzenia szkoły, nie wykluczamy takiej możliwości. Natomiast chodzi nam przede wszystkim o doświadczone organizacje obywatelskie. Ale powtórzę – to tylko możliwość, a nie obowiązek, dodatkowe antidotum na ewentualną likwidację szkół w lokalnych, trudnych warunkach, gdzie samorząd nie chce albo nie potrafi radzić sobie z niektórymi zadaniami edukacyjnymi. Być może i tym razem skorzysta z niej tylko kilkanaście samorządów. Chcemy też, żeby można było przekazać szkoły większe niż obecnie – czyli powyżej 70 uczniów. Dostawaliśmy sygnały, że niektóre większe szkoły mogą zostać zlikwidowane, mimo że są chętni na dalsze ich prowadzenie, bo obecne przepisy uniemożliwiają przekazanie.

- Ale czy to nie będzie tak, że samorząd uzna, iż korzystniej jest przekazać zadania edukacyjne stowarzyszeniu, a wygasić szkoły samorządowe, ponieważ to jest tańsze rozwiązanie?

- Proszę zauważyć, że w tych nowych kryteriach pojawia się też punkt mówiący o tym, za ile jesteśmy w stanie tę szkołę „wziąć”. Jeżeli w konkretnych, trudnych warunkach rzeczywiście utrzymanie szkoły jest kosztowne, nikt się tego nie podejmie, bo przecież trudno oczekiwać, że będzie do szkoły dokładał. Pamiętajmy, że to nadal ma być szkoła publiczna, bezpłatna i powszechnie dostępna, którą trzeba utrzymać. Ktoś, kto startuje w konkursie, musi ułożyć biznesplan, obliczyć, czy da radę sfinansować całe przedsięwzięcie, czy ma możliwość zapewnienia edukacji na odpowiednim poziomie. Po obu stronach odbywa się rachunek społeczny i ekonomiczny. Niestety, mimo optymizmu wielu osób, że grupowanie i przekazywanie szkół będzie jakimś antidotum w obecnej sytuacji demograficznej, muszę rozczarować – to nie będzie rozwiązanie idealne dla wszystkich, choć liczę, że uratuje wiele szkół. Tak czy inaczej, likwidacje szkół będą następować, będą warunki i sytuacje, że inaczej po prostu się nie da, nie znajdziemy cudotwórcy, który nagle sprawi, że spadnie manna w postaci nowych uczniów – czy na stowarzyszenie, czy na zgrupowane szkoły. Musimy być psychicznie przygotowani na to, że niektórych szkół po prostu nie da się utrzymać bez uczniów. Możemy też szukać innych, lepszych pomysłów – jestem na to otwarta.

- Czyli nie należy tego potraktować jako próby obejścia Karty Nauczyciela? Na zasadzie - przekazujemy szkoły, by „wyjąć” je spod Karty?


- Powtarzam za każdym razem – jestem za istnieniem Karty Nauczyciela! Także w publicznych szkołach prowadzonych przez inne podmioty. Jednak jestem za takim jej unowocześnieniem, żeby nikomu nie opłacało się jej omijać. Jestem bowiem zwolenniczką aktywności obywatelskiej. Jeżeli w jakiejś miejscowości wiejskiej dzięki temu zachowane zostanie centrum aktywności lokalnej, a stowarzyszenie mieszkańców da radę poprowadzić szkołę i robić wiele ciekawych rzeczy w tym obiekcie, to może warto, by ludzie brali sprawy w swoje ręce. I niech płacą nauczycielom nawet więcej niż przedtem, tym lepiej, i niech ten obiekt szkolny żyje w danej miejscowości. Bo jeżeli patrzymy na to tylko przez pryzmat rachunku ekonomicznego, to może rzeczywiście warto wozić dzieci do innej placówki.

- Niestety, obawiamy się, że nowe przepisy zostaną wykorzystane do obejścia Karty Nauczyciela, tak by nauczycielom płacić mniej.


- Ten, kto będzie prowadził daną szkołę, musi mieć pracowników. Oni też zresztą często uczestniczą w tym przedsięwzięciu, zakładają stowarzyszenie, ponieważ uważają, że ocalą w ten sposób miejsca pracy. Problemem krajowej regulacji jest natomiast to, na ile minimalne wynagrodzenia powinny być zagwarantowane w każdej formie zatrudniania nauczyciela. Jestem za tym, by godne minima były gwarantowane wszędzie. Tu jest pytanie, jak o tym rozmawiać. Dyskutujemy o tym w specjalnym zespole zajmującym się nową Kartą Nauczyciela. Pojawiają się tam różne, czasami sprzeczne pomysły. Chciałabym jeszcze raz zapewnić nauczycieli, którzy często do mnie piszą, że czują się zagrożeni, że wszystko stracą. To nie jest prawda. Wszyscy, którzy są nauczycielami, będą nimi dalej, zachowają uprawnienia, w tym emerytalne, wynagrodzenie itp. Jeżeli toczymy jakąś dyskusję, to dyskusję „do przodu”, że te gwarancje być może będą trochę inaczej rozłożone na przyszłość, może inaczej należy stworzyć system awansu, wobec czego zresztą jest zgoda w zespole o tym dyskutującym. Naprawdę chodzi o inwestowanie państwa w nauczycieli. Pomimo trudnej, kryzysowej sytuacji mogą liczyć na kolejne podwyżki, jest to też priorytet samego premiera. Wiem, że im bliżej wyborów, tym więcej objawi się przeciwników politycznych, którzy będą próbowali straszyć nauczycieli, że chcemy im coś zabrać. Jestem ostatnią osobą, która chciałaby cokolwiek im zabierać. Chcę natomiast pewne konkretne gwarancje rozszerzyć na sektor nauczycieli pracujących w szkołach prowadzonych przez organizacje społeczne.
Praca nauczyciela wszędzie wymaga pewnego poczucia bezpieczeństwa, stabilności. Za bandycką praktykę - nie boję się tego słowa - uważam zatrudnianie nauczycieli na dziesięć miesięcy i zostawianie ich bez wynagrodzenia na wakacje. Tak być nie powinno! Nie powinno się prowadzić szkoły, jeśli nie potrafi się zagwarantować nauczycielom godnych warunków pracy. Wiadomo przecież, że w trybie pracy szkoły są wakacje. I trudno oczekiwać, by nauczyciele zostawali na dwa miesiące bez wynagrodzenia. Sama prowadziłam kiedyś szkołę niepubliczną i zawsze zatrudniałam nauczycieli na czas nieokreślony i płaciłam im za wakacje. Wierzcie mi, że chcę dbać o pewne minimalne poczucie bezpieczeństwa dla nauczycieli. Dobrze wynagradzani nauczyciele to konieczny warunek zadbania o podnoszenie jakości w edukacji.

- Jeśli już o Karcie mówimy... Przedłużyła Pani prace „zespołu karcianego”. Co dalej z nim będzie?

- Na ostatnim spotkaniu pojawiły się kolejne tematy do dyskusji, tym razem dotyczące sposobu kształcenia nauczycieli, przygotowywania ich do zawodu, sposobu wchodzenia do zawodu młodych adeptów. Wiadomo, że różne strony pracujące w zespole mają generalnie różne opinie na temat Karty, ale chcemy szukać konstruktywnych pomysłów. Nie będziemy zamykać dyskusji, dopóki nie wyczerpiemy repertuaru pozytywnych pomysłów, które członkowie zespołu mogą wygenerować, a trochę osób zgłosiło jeszcze gotowość do ich prezentowania. Trzeba więc dać im szansę na ich przedstawienie. Potem zbierzemy wszystko i będziemy analizować. I to będzie materiał wyjściowy do przygotowania założeń do zmiany Karty Nauczyciela. Tego typu zmiany wymagają bardzo głębokich konsultacji.
Warto przy okazji uspokoić nauczycieli - bez dogłębnej analizy, procesu konsultacji nie będziemy niczego proponować. Mamy bowiem do czynienia ze zmianą dotyczącą dużej grupy ludzi. Muszą oni mieć przekonanie, że dajemy im dodatkowe możliwości, szanse. Ci, którzy są nauczycielami, mają być nimi nadal. Specjaliści czy bibliotekarze mają swoje miejsce w szkołach jako nauczyciele i tak ma zostać.

- Nauczyciele bibliotekarze jednak poczuli się dotknięci tym, że mają być zaliczeni do tzw. nauczycieli nietablicowych.

- W obecnym stanie prawnym bibliotekarz, pedagog szkolny czy nauczyciel świetlicy ma inne pensum niż tzw. nauczyciel tablicowy. Tak jest dziś i tak będzie w przyszłości. Ale nadal ten nauczyciel – potocznie czasem nazywany nietablicowym – będzie w szkole, nadal będzie awansował i wciąż będzie nauczycielem. Nie proponuję radykalnych zmian, jeśli chodzi o tę grupę.

- Nauczyciele bibliotekarze uznali, że nowa Karta ich degraduje. Ich nastawienie bierze się także stąd, że już teraz borykają się z problemem likwidacji bibliotek szkolnych lub łączenia ich z bibliotekami publicznymi.


- Po pierwsze – nie ma żadnej nowej Karty, a ja nie przedstawiam żadnych własnych pomysłów. Na jednym ze spotkań zebraliśmy dotychczasowe, czasem sprzeczne ze sobą propozycje członków zespołu, a niektórzy zaczęli to już przedstawiać jako gotowe pomysły ministerstwa. Problem likwidacji szkół dotyczy nie tylko bibliotekarzy, ale wszystkich - także polonistów, matematyków. Gdy likwidujemy albo łączymy szkoły, to automatycznie jest mniej godzin – tak samo dla bibliotekarzy, jak i matematyków.

- Są jednak przypadki, gdy szkoła ocalała, a biblioteka zniknęła.

- To są jakieś nieracjonalne lokalne decyzje. Generalnie szkoła musi mieć bibliotekę. Nie jest tak, że możemy zostawić szkołę bez biblioteki, aby zaoszczędzić.

- Czy zgadza się Pani z poglądem, że „zespół karciany” powinien pracować do chwili, aż nie zakończą się badania czasu pracy nauczycieli prowadzone pod egidą Instytutu Badań Edukacyjnych?


- Badania czasu pracy są istotnym parametrem. Tak czy inaczej, muszą być wzięte pod uwagę przy pisaniu założeń. Jeżeli jednak pomysły zespołu się wyczerpią, pewnie trzeba będzie zakończyć jego działanie. Nie znaczy to, że nie będziemy czekać na efekty badania czasu pracy. Jeżeli cokolwiek zmieni się w regulacjach dotyczących czasu pracy nauczycieli, to tylko w oparciu o rzetelną analizę. Z praktyki znam pracę nauczyciela i nie trzeba mi tłumaczyć, że zajmuje się on nie tylko prowadzeniem lekcji. Organizowałam pracę szkoły, sama byłam nauczycielką i wiem, jak istotną częścią pracy nauczycieli są spotkania z innymi nauczycielami, rodzicami, przygotowywanie się do zajęć, sprawdzanie klasówek, wycieczki. Badanie natomiast pokaże nam jasno, jakie są proporcje w różnych grupach zawodowych. Być może trzeba będzie wtedy odczarować ten temat. Dopóki nie ma obiektywnych danych, polegamy tylko na obiegowych opiniach.

- W ankiecie internetowej Głosu z udziałem prawie 2 tys. nauczycieli połowa zadeklarowała, że pracuje o wiele więcej niż 40 godzin.

- Jest pytanie, jak ankietowani liczą ten czas? Zaangażowani nauczyciele rzeczywiście pracują bardzo długo. Często kłopoty uczniów nie schodzą im z głowy całymi dniami, więc poświęcają myśleniu o nich swój czas wolny. Dlatego właśnie potrzebujemy rzetelnych badań, a nie obiegowych poglądów. Łatwo coś zadeklarować w ankiecie, a tymczasem trzeba to rzetelnie policzyć.

- Wróćmy jeszcze do nowelizacji ustawy oświatowej. Zgadzamy się, że lepiej grupować małe szkoły, niż je zamykać, ale zastanawia nas, dlaczego dyrektor takiej grupy nie będzie wyłaniany w klasycznym „konkursie dyrektorskim”? Będzie zatrudniany jako pracownik samorządowy.

- Znam pracowników samorządowych - dyrektorów szkół - którzy sobie świetnie radzą, są przykładem dla innych. Nie spełniali części kryteriów, ponieważ mieli np. przerwę na pracę urzędniczą czy naukową i nie mogli startować w konkursie na stanowisko dyrektora z pozycji nauczyciela, lecz właśnie jako urzędnicy samorządowi. Chcę, by w sytuacji, gdy taki pracownik ma kwalifikacje, mógł sprawować nadzór pedagogiczny. To jest nowa rzecz. W Gdańsku było kilku dyrektorów szkół zatrudnionych jako pracownicy samorządowi. Jeden z nich był profesorem politechniki, a drugi osobą przez wiele lat kierującą polityką społeczną w mieście. Mieli pełne kwalifikacje, znali swoje szkoły, ale nie mogli sprawować nadzoru pedagogicznego. Tak bowiem stanowiła ustawa. Chcemy to zmienić.
Jeśli zaś chodzi o dyrektorów grup szkół, to procedury dotyczące pracowników samorządowych też są transparentne – także muszą być oni wyłaniani w drodze konkursu i na przykład co dwa lata przechodzą ocenę swojej pracy. Natomiast uznaliśmy, że przy zarządzaniu polityką kadrową grupy szkół lepiej sprawdzi się dyrektor posiadający status pracownika samorządowego.

- Inna przełomowa zmiana to subwencjonowanie przedszkoli. Czy znajdą się na to pieniądze w budżecie państwa?

- W czasie konsultacji społecznych ustalimy, czy projektowany kalendarz, kwoty subwencji itp. okażą się w pełni realne. Jestem umówiona na dalsze konsultacje w Ministerstwie Finansów, rozmawiałam na ten temat z premierem Donaldem Tuskiem. Staraliśmy się bardzo ostrożnie zaplanować okresy finansowania. Najbliższe lata mogą jednak być trudne z powodu kryzysu. Mało odpowiedzialna byłaby więc deklaracja, że od zaraz zaczniemy subwencjonować przedszkola. Patrzyliśmy ponadto na proporcje demograficzne – ile dzieci przychodzi do systemu edukacji, a ile odchodzi. Staraliśmy się momenty „dołożenia” kolejnych roczników do subwencji wybrać jako możliwie minimalne, żeby jak najmniej dzieci wchodziło do systemu. Mam nadzieję, że Ministerstwo Finansów zgodzi się z naszymi wyliczeniami. Pamiętajmy też, że część przedszkoli i punktów przedszkolnych została założona dzięki dofinansowaniu z Unii Europejskiej. Może się okazać, że gdy pieniądze się skończą, byt tych placówek zostanie zagrożony. Z jednej więc strony kierowaliśmy się okresem wygasania funduszy europejskich, a z drugiej – prognozami demograficznymi. Generalnie chcielibyśmy, by w roku 2016 system edukacji zaczął działać po nowemu. Bo zamknie się nam w tym czasie wprowadzanie nowej podstawy programowej, wprowadzimy centra rozwoju edukacji oraz nowy sposób finansowania przedszkoli. A także przejdziemy na nowe egzaminy zawodowe.

- Jak Pani sądzi, czy uda się tę „supernowelizację” uchwalić przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi?

- Obecnie trwają konsultacje społeczne tego projektu. Potem trzeba będzie nanieść uwagi. Zgodnie z moim planem w kwietniu projekt ustawy powinien trafić na obrady Rady Ministrów. Gdyby to się udało, będziemy mieć maj, czerwiec i lipiec na pracę w Sejmie. Jest więc szansa uchwalić ustawę przed wakacjami parlamentarnymi. Większość zmian wejdzie w życie 1 września 2012 r. Chodzi tu głównie o nowy nadzór pedagogiczny i zmiany w szkolnictwie zawodowym. Później wejdzie w życie subwencja przedszkolna i system wspomagania szkół. Ale na przykład możliwość grupowania szkół mogłaby zacząć obowiązywać już dwa tygodnie po zakończeniu procesu legislacyjnego. Dlatego zakładam, że niektóre samorządy mogą poczekać z decyzjami o likwidacji szkół na nowe rozwiązania. Gdyby więc te przepisy ocaliły jakieś szkoły już w tym roku, naprawdę ucieszyłabym się.

- Kilka rozwiązań w Pani ustawie jest jednak mocno dyskusyjnych. Nie obawia się Pani problemów w Sejmie z jej przegłosowaniem?

- Zobaczymy, co przyniosą konsultacje społeczne. Jeśli któraś ze zmian okaże się szczególnie skomplikowana, uważam, że należy skupić się w ustawie na tych elementach, które mają szansę być szybko uzgodnione. Resztę można będzie dalej konsultować i przyjąć później. Chciałabym przy okazji zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę, ważną dla środowiska Polaków za granicą. Chodzi o możliwości stworzone w projekcie dla polskiego szkolnictwa za granicą. Mnóstwo Polaków wyemigrowało do innych krajów UE, a tymczasem szkoły funkcjonujące przy ambasadach pomyślane były tylko jako placówki dla małej grupki dzieci dyplomatów. Cały system trzeba więc inaczej skonstruować i dostrzec np. inicjatywy polonijnych organizacji społecznych.

- Powiedziała Pani, że niektóre rzeczy gotowa jest Pani potraktować jako priorytety. Co konkretnie?

- Z kalendarza reformy wynika, że priorytetem jest zmiana podejścia do szkolnictwa zawodowego. Chciałabym w tej zmianie widzieć też nowy nadzór pedagogiczny i system wspomagania szkół. Mam przekonanie do wszystkich proponowanych zmian, ale mam też poczucie, że po konsultacjach być może trzeba będzie doprecyzować pewne szczegóły. Jestem otwarta na lepsze pomysły.

- Bo my, czytając Pani projekt, sądziliśmy, że mamy przed sobą exposé na kolejne cztery lata w MEN…

- Te zmiany mają być wdrażane aż do roku 2016. A pamiętajmy, że jedna taka duża ustawa oznacza też modernizację wielu rozporządzeń. Przy okazji wychodzi dużo spraw, które trzeba uregulować. MEN czeka naprawdę dużo pracy, żeby szkoły zyskiwały nowe możliwości do pracy z dziećmi.

- Dziękujemy za rozmowę.


Źródło: Głos Nauczycielski

(podkreślenia nasze)

Podziel się z innymi: Facebook Google Tweet This Yahoo
Facebook - Lubię To:


Komentarze
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło
Newsletter
Aby móc otrzymywać e-maile z PEDAGOG SZKOLNY musisz się zarejestrować.
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

19. kwietnia 2024 12:12
Tak wpisali sobie do Stand. Ochr. Małol. Sprawdzić w rejestrze seksualnych może dyr. od ręki, gorzej jak wpisali o niekaralności. Wyłączyć z tego pracow. instyt. publicznych.

19. kwietnia 2024 10:45
My nie żądamy Smile

18. kwietnia 2024 06:53
Czy to nie absurd, że szkoły żądają od strażników miejskich, policjantów, pracowników poradni zaświadczenia, że nie są w rejestrze pedofilów, gdy przychodzą na zajęcia do szkół?

14. kwietnia 2024 11:11
Tak, u mnie też kroją etaty specjalistów.

11. kwietnia 2024 08:58
w Olsztynie bardzo

Ostatnio na forum
Najnowsze tematy
bullet.png mam te kwalifikacje?
bullet.png prawnik - prawo ośw...
bullet.png poszukuję pracy - s...
bullet.png specjaliści od 1 wr...
bullet.png awans pedagoga
Najciekawsze tematy
bullet.png mam te kwalifikacje? [456]
bullet.png poszukuję pracy ... [16]
bullet.png prawnik - prawo o... [0]