ISSN 2081 - 6375
 
 
 
Nawigacja
Aktualnie online
bullet.png Gości online: 4

bullet.png Użytkowników online: 0

bullet.png Łącznie użytkowników: 31,084
bullet.png Najnowszy użytkownik: agata4523

Ostatnie komentarze
bullet.png Edukacja zdrowotna j...
bullet.png Kto będzie miał kw...
bullet.png [url]https://glos.pl...
bullet.png Dostałam podwyżkę...
bullet.png Podziwiam wychowawcz...
bullet.png Nie dość, że tak ...
bullet.png Z tego co piszesz wy...
bullet.png pracuje jako pedagog...
bullet.png Ciekawe co z godzin...
bullet.png świetne artykuły b...
 
Z młodymi trzeba robić deal
 


Z młodymi trzeba robić deal

Miłada Jędrysik: Ogląda pani serial "39 i pół"?

Prof. Barbara Fatyga: Jeśli mam okazję, to tak.

Główny bohater, dobijający do czterdziestki, zachowuje się i wygląda tak samo jak jego nastoletni syn. Pojawiły się ostatnio w mediach wypowiedzi socjologów, że konflikt pokoleń właściwie zanika, że młodzież się konserwatyzuje. Czy z pani badań też to wynika?

- Ciągle myślimy o młodzieży jako o jednolitej, homogenicznej grupie. Tymczasem relacje między dziećmi rodziców z wyższym wykształceniem a ich otoczeniem społecznym są zupełnie inne, niż gdy tata ma wykształcenie zawodowe, a mama maturę i pracuje jako drobna urzędniczka. Musimy zacząć patrzeć przez pryzmat takich pojęć, jak: kapitał kulturowy rodzin, zróżnicowane biografie pokoleniowe rodziców i dzieci, zmiany środowiska kulturowego, w którym wszyscy dojrzewaliśmy lub dojrzewamy. Ponadto przynależność do określonej warstwy społecznej i poziom zamożności zwykle przesądzają, jaką ścieżką pójdzie młody człowiek.

Warto zwrócić uwagę, iż różnice międzygeneracyjne objawiają się dziś często na polach, na których wcześniej nie istniały. Pozornie na starym polu panuje święty spokój - może się wydawać, że konfliktu między starymi a młodymi nie ma. Tak jest w Polsce, gdy bada się wartości i gdy okazuje się, że w zadziwiający sposób - bardzo na rękę konserwatywnym opcjom politycznym - udało nam się ocalić przed "zalewem zepsucia płynącym wiadomo skąd", ponieważ system wartości dorosłych i młodzieży jest bardzo podobny. Ale wyciąganie z tego wniosku, że mamy konserwatywną młodzież, to błąd. Choćby dlatego, że jeśli zadajemy pytanie o rodzinę, to respondentowi może chodzić o rodzinę lesbijską albo żyjącą w związku niesakramentalnym. Diabeł tkwi w szczegółach. Na ogół na pierwszych pozycjach sugerowanych przez badaczy odpowiedzi są takie wartości, jak: rodzina, praca, zamożność i zdrowie, które dla większości w naszym kręgu kulturowym są ważne. Dalej - kiedy już człowiek pozakreśla trzy do pięciu kratek od góry - pojawiają się inne wartości, np. kariera, samotne życie itd. Nie są już one wybierane, bo badacz pozwolił wybrać tylko trzy albo pięć odpowiedzi. Bardziej wiarygodne są badania, w których nie daje się spisu, tylko prosi ludzi, by sami podali ważne dla nich wartości. A jeszcze lepsze takie, w których prosimy, by sami opisali, jak je rozumieją.

Styl ubierania się nie jest już chyba powodem do kłótni.

- A właśnie, że jest. Mnie to też zaskoczyło. Zrobiłam badanie na ubiegłorocznym Woodstocku i ze zdumieniem stwierdziłam, że wraca problem wyglądu i ubioru, a nawet długich włosów. Na wyższych uczelniach (sic!) wywierana jest presja na studentów, by obcinali włosy, zwłaszcza dredy. Są też szkoły średnie, w których jest to problem. Jednego z chłopców, który zrobił sobie fryzurę nieakceptowaną przez rodziców, "ojciec wziął - wedle jego słów - głodem". Nie dostał obiadu, póki się nie ostrzygł. Poczułam się z powrotem jak w czasach młodości, kiedy w szkole dyrektor linijką wymierzał akceptowaną długość fryzury.

Niektóre konflikty na starych polach relacji międzygeneracyjnych wynikają z wieku. Pojawiają się i znikają, gdy młodzi ludzie stają się pełnoletni - jak wojna o godzinę powrotu do domu i o wakacje. Podoba mi się też, co napisał Don Tapscott w książce "Cyfrowa dorosłość. Jak pokolenie sieci zmienia nasz świat": kiedy był młody, Ameryka była bezpieczna, dzieci wychodziły bawić się na ulice, znikały na całe dnie, wracały wieczorem, najwyżej dostawały od matki za podarte spodnie. My też wychodziliśmy na podwórko, rodzice nie drżeli, że coś się stanie. Teraz dziecko ma być zawożone do szkoły, jego wolny czas jest pod kontrolą dorosłych ze względów bezpieczeństwa. Boimy się wszystkiego, od zboczeńców seksualnych poczynając, na porwaniach kończąc. Dlatego współczesne dzieci inaczej przeżywają dzieciństwo i młodość.

Przez tę wzmożoną kontrolę wojny o późniejsze powroty do domu i o wyjazdy wakacyjne nabierają pewnej intensywności, ale zwykle są przez rodziców przegrywane. Młodzi ludzie i tak robią, co chcą. Choćby dlatego, że zmieniła się struktura czasu, który w rodzinie może być poświęcany dzieciom. Siedzenie z matką przy stole i gawędzenie o niczym jest wypierane przez czas poświęcony na dowożenie dziecka w różne miejsca.

Rzeczywiście, młodzież musi mieć wrażenie, że jest za bardzo kontrolowana.

- Ale skoro ta przestrzeń niekontrolowanego czasu została zamknięta, to "wypurchla" się gdzie indziej. Na przykład w internecie. Wieczorami starzy siedzą i oglądają telewizję, a dziecko w swoim pokoju zanurza się w sieć.

Słyszałam ostatnio opowieść o nastolatce, która przeprowadziła się z rodzicami za miasto. Rodzice dziwią się, że odcięta od koleżanek nie rozpacza, tylko zaraz po przywiezieniu do domu znika w swoim pokoju... W przypadku internetu możemy chyba mówić o przepaści pokoleniowej.

- Niedawno pan taksówkarz opowiedział mi taką historię: kupiłem sobie komputer, podłączyłem do internetu, przyszedł wnuk, powiedział: zobacz, dziadku, tak to się robi, i zrobił jakieś szach-mach. Nic nie zrozumiałem. W starszych ludziach jest lęk, że ten sprzęt zepsują. Nie wiedzą, że trzeba by się na niego siekierą zamierzyć, a nie nacisnąć niewłaściwy klawisz.

Ale jeśli wnuk znajdzie dobry sposób, by nauczyć dziadka, to jest tu pole do porozumienia.

- Tylko że musiałby znaleźć w sobie cechy, które nie są cechami młodości: cierpliwość, wyrozumiałość.

Świat wywrócił się do góry nogami. Kiedyś wiedza była domeną starszego wieku.

- Czapki z głów przed Margaret Mead, która w latach 70., pisząc "Kulturę i tożsamość. Studium dystansu międzypokoleniowego", wszystko to przewidziała. Każde zdanie jest tam aktualne.

A jak dorośli dają sobie radę z tym, że już nie są autorytetami w kwestii wiedzy?

- Prawie wszyscy, a na pewno nauczyciele i wychowawcy, uzurpują sobie to, co Bourdieu nazwał "autorytetem pedagogicznym", który u nas ma się należeć "z wieku i z urzędu". Nie ma to wiele wspólnego z definicją socjologiczną autorytetu, np. Weberowską, która zakłada dobrowolne uznanie czyjejś lepszości pod jakimś względem. Uważa się, że bez autorytetu nie można wychowywać. W praktyce tak rozumianego autorytetu już dawno nie ma.

To zjawisko nie dotyczy tylko technologii, ale także np. konsumpcji. Niedawno na konferencji zapytano mnie, jak wychowanie może się odbywać bez autorytetu. Panią, która upierała się, że bez autorytetu wychowywać nie można, spytałam, kto decyduje o tym, jaką ona bluzkę sobie kupi? Ona czy córka? Wtedy jej córka, która siedziała na sali, zaczęła się śmiać i powiedziała: oczywiście ja.

Dziś zakupy dla coraz większej liczby ludzi starszej generacji są gehenną. Dla młodzieży to świat, w którym ta porusza się jak ryba w wodzie. Działania marketingowe kieruje się w stronę dzieci i młodzieży, bo okazało się, że to oni decydują o zakupach.

Takie sytuacje, że nie pozwala się młodemu chłopakowi na studiach nosić długich włosów, to jakieś "cofki", próba obrony starego ładu, którego praktycznie już nie ma.

Więc jak wychowywać bez autorytetu?

- To może być transakcja: młody człowiek jest wyposażony w wiedzę, ale za to nie ma pieniędzy. Rodzice i dzieci muszą się dogadać (i dogadują się "jakoś"), by życie szło naprzód.

Gdy w rozmaitych badaniach pytaliśmy o osoby, które są dla młodzieży ważne, jeszcze na początku lat 90. wymieniano Matkę Teresę, Jana Pawła II, Kuronia. Potem te procenty zaczęły zjeżdżać katastrofalnie i właściwie nie było już żadnych autorytetów. Ale parę lat temu zauważyliśmy, że pojawia się nowy typ autorytetu - nie jeden wzór osobowy, lecz taki Frankenstein pozszywany z różnych kawałków. Młody człowiek mówił: wuja cenię, bo świetnie gra w szachy, ojca za to, że utrzymuje rodzinę, matkę za to, że jest zaradna, starszą siostrę, bo dobrze wychowuje dziecko. Ten zbiór cech łącznie tworzy rodzaj ideału życiowego, który funkcjonuje jako quasi-autorytet. W ostatnich badaniach, również tych woodstockowych, okazało się, że to się dalej rozwija. Nieprawdą jest, że młodzi w ogóle nie cenią dorosłych. Ale autorytet "z wieku i urzędu" należy już do przeszłości.

Przeprowadziła pani z Przemysławem Zielińskim badania młodzieży warszawskiej. Podsumowują je państwo m.in. tak: w dyskursie o młodzieży mamy do czynienia z paniką moralną. Nie wiemy, jaka ta młodzież jest, podejrzewamy, że jak najgorsza. Czy ta panika to również skutek utraty autorytetu?

- Zrobiliśmy, z pomocą Alberta Hupy, analizę języka mediów o młodzieży. Okazało się, że najczęściej wypowiadają się na ten temat sami dziennikarze, na drugim miejscu są eksperci, i te dwa głosy są bardzo do siebie podobne. Ci naukowcy, którzy decydują się zabrać głos w mediach, są w pewnym sensie sterowani przez dziennikarza, który zwykle prosi o skomentowanie sensacyjnej wiadomości, np., że dziewczynka wsadziła koleżance siekierę w plecy. A czyich głosów w tym dyskursie nie ma? Rodziców i oczywiście samej młodzieży. Nie traktuje się jej jako partnera.

Znowu wszystkiemu winni są dziennikarze?

- Media. Jest pewien typ dyskursu publicznego - dość przerażający - który media ostatnio preferują. Nie rozmawia się o rzeczywistych problemach i potrzebach młodego pokolenia. Zawsze jest jakiś sensacyjny news. Pokazuje się aniołów i diabły, ekstra przykłady wspaniałych dzieci rzadko. Gros tego dyskursu jest skupiony na środowiskach, które rzeczywiście stwarzają ogromne problemy. Problemy są realne, ale sposób, w jaki się o tym mówi, jest po prostu skandaliczny. Odziera tych młodych ludzi z resztek godności. Moi koledzy eksperci również nie są tu bez winy. Jeżeli pojawia się w mediach wizja młodych ludzi, to głównie z otępiałym wzrokiem plączą się oni dziś po centrach handlowych. W naszym badaniu 3 proc. młodzieży zadeklarowało, że spędza czas w centrum handlowym! Może jest ich i więcej, ale nawet jeżeli tam chodzą, to nie mają poczucia, że to jest jakaś ważna aktywność. A my bijemy na alarm.

Wyniki państwa badań są dość przerażające: eksperci od młodzieży nie mają pojęcia, co młodzież robi (patrz ramka). W tej sytuacji edukacja musi być ciągiem nieporozumień.

- Dorośli muszą sobie radzić na co dzień z kontaktami z młodzieżą i radzą sobie, stosując przedziwne, poharatane, niekompletne strategie, czasami zbyt autorytarne, czasami za bardzo permisywne. Czasami uda im się trafić, nawiązać dobry kontakt, ale to wszystko jest nieustabilizowane. Ciągle pokutuje jednak przekonanie, że dorosły powinien albo musi wiedzieć, jak to z tą młodzieżą jest. A przecież można uczyć się od siebie nawzajem. Tylko trzeba z siebie zdjąć te zaklęte reguły starego dyskursu. Opowiem anegdotę: moja magistrantka Kasia Kalinowska chodziła przez rok do gimnazjum jako uczennica.

Uczennica?

- Ma ku temu warunki fizyczne, wygląda jak mała dziewczynka. Opisała taką historię: chłopak rozrabiał na lekcji religii. W pewnym momencie zdenerwowany ksiądz pyta go: - Jak uczeń powinien się zachowywać na lekcji religii? A chłopak na to: - Godnie.

Cała klasa ryknęła śmiechem. Młodzi ludzie są mistrzami w obchodzeniu tych wszystkich rygorów, nierealistycznych wymogów autorytetu. A dorośli w ogóle nie są na to przygotowani.

Mówi pani o jeszcze jednym ważnym problemie: u nas ciągle "gettyzuje" się młodzież, traktując ją jako osobną grupę, podobnie zresztą jak seniorów. I to jest dla społeczeństwa niedobre.

- Bardzo. Przemiany cywilizacyjne powodują coraz większe różnicowanie się grup i środowisk społecznych - nie jesteśmy jednością. W tej chwili najlepszy obraz społeczeństwa stworzyliby pointyliści. Wobec tego dyskurs publiczny, w dużej części medialny, lecz także polityczny, brzmi tak: musimy te wszystkie dysfunkcyjne grupy włączyć do społeczeństwa. Jak? Kierując precyzyjnie do nich pomoc. To często przynosi opłakane skutki. Przytoczę jeszcze jedną anegdotę, którą opowiedział mi badający biedę socjolog z UŁ Wojciech Woźniak: ludzie z pomocy społecznej postanowili kupić "biednym dzieciom" wyprawki do szkoły. I kupili im wyprawki, w których skład wchodziły plecaki. Wszystkie były żółte. Wie pani, co znaczyło w tej szkole określenie "żółty plecak"?

Co?

- Było potwornie stygmatyzujące. Tak samo jak pomysł, by dzieci, które dostają w szkole posiłki za darmo, jadły przed tymi, które płacą. Jakby nie było patentów na inne rozwiązania tego typu kwestii. Nikt nie myśli o tym, że te dzieci się wstydzą. Nie chcą być traktowane jak "biedne dzieci". Często sama młodzież się domaga: to ma być dla nas, budujcie dla nas ścieżki rowerowe, zróbcie nam klub. A dlaczego tylko dla Was? Zróbmy w gminie publiczną debatę. Może uznamy, że ważniejsze jest stworzenie klubu seniora albo postawienie ławek dla staruszków i matek z dziećmi. To powinny być działania nie dla określonej kategorii, ale dla wszystkich. Takie, które łączą, a nie dzielą. Modelowym rozwiązaniem może być inicjatywa, która parę lat temu pojawiła się w trzecim sektorze: banki czasu. Pozwalają one uprawiać w szlachetny sposób wymianę społeczną - można podobne rozwiązania zastosować w relacjach międzygeneracyjnych. Może młodzi ludzie, którzy mają trochę więcej cierpliwości, mogą starszą osobę nauczyć korzystania z komputera, a ona im pomoże w odrabianiu matematyki. To nauczy wszystkich, że jesteśmy SPOŁECZEŃSTWEM i że można relacje między generacjami układać na zasadach życzliwości i wzajemnych korzyści.

Rozmawiała Miłada Jędrysik

*prof. Barbara Fatyga

- kulturoznawca i socjolog młodzieży, kierownik Ośrodka Badań Młodzieży w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego

Źródło: Gazeta Wyborcza


Podziel się z innymi: Facebook Google Tweet This Yahoo
Facebook - Lubię To:


Komentarze
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło
Newsletter
Aby móc otrzymywać e-maile z PEDAGOG SZKOLNY musisz się zarejestrować.
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

28. kwietnia 2024 20:08
Jest, jak Kazimierz pisze.

28. kwietnia 2024 20:07
Rewalidacja nie należy do zajęć obowiązkowych, więc jest nieobowiązkowa. Rodzic może zrezygnować i wcale nie musi tego wniosku uzasadniać, jak to w interpretacjach MEN można wyczytać.

26. kwietnia 2024 19:49
Dyrektor musi takie zajęcia zapewnić, a rodzic może złożyć oświadczenie, że dziecko nie będzie z nich korzystać i tyle.

26. kwietnia 2024 19:45
długa i niepewna.

26. kwietnia 2024 19:45
Niech teraz mądry wizytator i mądry dyrektor na to odpowiedzą. Oczywiście, że rodzic może zrezygnować z zajęć rewalidacyjnych. Jest droga, żeby próbować, go "przymusić", ale

Ostatnio na forum
Najnowsze tematy
bullet.png mam te kwalifikacje?
bullet.png warsztaty dla grona
bullet.png prawnik - prawo ośw...
bullet.png poszukuję pracy - s...
bullet.png specjaliści od 1 wr...
Najciekawsze tematy
bullet.png mam te kwalifikacje? [460]