Rząd bierze się za Kartę nauczyciela
Ile lekcji w tygodniu może mieć nauczyciel ? Czy to dobrze, że po dziesięciu latach pracy wyżej już awansować nie może? Na te pytania MEN zaczął szukać odpowiedzi.
Wraca dyskusja o nauczycielskim pensum i awansie zawodowym. Minister edukacji Katarzyna Hall zwołała wczoraj u siebie oświatowych związkowców, edukacyjne stowarzyszenia, samorządowców i przedstawicieli innych resortów na dyskusję o Karcie nauczyciela. - Dokument jest przestarzały, powinniśmy go zmienić - powiedziała.
Ustawa z 1982 r. jest zbiorem przepisów o zawodzie nauczyciela i jego przywilejach.
Dziś najliczniejszą grupą w czterostopniowym systemie (nauczyciel stażysta, kontraktowy, mianowany, dyplomowany) są nauczyciele dyplomowani. Według MEN za dwa lata będzie ich więcej niż połowa z 620 tys. W praktyce taki system oznacza również, że już po dziesięciu latach pracy nauczyciel osiąga wszystko, co w zawodzie możliwe.
Jak sobie z tym poradzić, rząd zapisał w "Planie konsolidacji finansów na lata 2010-2011". Chce powoływać nauczycieli liderów do "kreowania i wdrażania dobrych praktyk zawodowych lub nowatorskich projektów". Podobnie jest np. w Wielkiej Brytanii, gdzie część najlepiej wykształconych nauczycieli szkoli i koordynuje pracę kolegów uczących tego samego przedmiotu.
W kwestii awansu nie ma kontrowersji. - System awansu jest zbyt poziomy, o zmianę apelujemy od lat, mam nadzieję, że wreszcie się do tego zabierzemy - przyznała wczoraj "Gazecie" Joanna Berdzik, szefowa Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Gorzej będzie z nauczycielskim pensum. Związkowcy uważają to za jedną z najważniejszych korporacyjnych zdobyczy. Jednak fakt, że praca nauczycieli jest kontrolowana tylko przez 19 godzin w tygodniu (z resztą z 40 godz. czasu pracy mogą robić, co chcą), a dwumiesięczne wakacje mają w pełni płatne, wywołuje ciągle pretensje innych grup zawodowych. Powszechnie uważa się, że nauczyciele mało pracują. Mogą więc równie niewiele zarabiać. Stąd kolejne podwyżki dla tej grupy zawodowej budzą niezadowolenie.
Ale niskie zarobki (na początek ok. 1600 zł) powodują odpływ chętnych z zawodu - rocznie rezygnuje ok. 70 proc. początkujących nauczycieli. Dlatego rząd chce zmian. Na dodatek szkole przybywa funkcji - np. wielogodzinna opieka nad sześciolatkami. Pensum może będzie zróżnicowane - inaczej (dłużej?) pracowaliby nauczyciele podstawówek, a inaczej pozostałych (tak jest np. we Francji). Min. Hall na początku kadencji rządu mówiła, że to dyrektor szkoły powinien umawiać się z nauczycielami, ile godzin w danym roku przeznaczą na prowadzenie lekcji, a ile na inne zadania (to model szwedzki). Wczoraj jednak powiedziała: - Nie mamy gotowego planu. Chcemy go wspólnie wypracować.
Od razu zareagowali związkowcy.
- A gdzie obiecane dwa lata temu badanie czasu pracy nauczycieli? Bez tego nie ma dyskusji - zaatakował Stefan Kubowicz z oświatowej "S".
- A gdzie są dowody, że Karta nauczyciela w ogóle jest zła? - pytał prezes ZNP Sławomir Broniarz.
Następne spotkanie zespołu za miesiąc. Min. Hall chce zakończyć prace we wrześniu.
Komentarz Aleksandry Pezdy
Kiedy dwa lata temu minister edukacji Katarzyna Hall wspomniała tylko, że chce znieść nauczycielskie pensum, tysiące nauczycieli wyszło na ulice, zastrajkowało dwie trzecie szkół. Minister się wycofała. Rząd wynegocjował tylko jedną dodatkową godzinę do pensum, ale to raczej skomplikowało życie szkół, niż dało pożytku. Teraz Hall wraca do tematu przed wyborami. Pensum nauczycieli będzie więc prawdziwym testem, czy Platforma chce zmian, czy liczy się tylko z sondażami.
Źródło: Gazeta Wyborcza
|