Powtarzać rok? Nie w Polsce
Nie przyniosło to dobrych efektów – mówi o pozostawieniu uczennicy w drugiej klasie gimnazjum dyrektorka Zespołu Szkół Sportowych nr 1 w Białymstoku Elżbieta Rogowska. – W zeszłym roku dziewczyna miała trzy oceny niedostateczne na koniec roku, a teraz na semestr ma już sześć. Mimo opieki pedagoga, zajęć wyrównawczych nie chce się uczyć, opuszcza lekcje.
Rogowska dodaje, że z jej doświadczenia wynika, iż repetowanie przynosi więcej szkód niż pożytku. – Uczniowie zamykają się w sobie, tracą motywację do nauki, wstydzą się przed klasą i nie znajdują w niej przyjaciół, więc szybko popadają w złe towarzystwo spoza szkoły.
Hiszpanie repetują
Polska jest jednak krajem, w którym stosunkowo mała liczba uczniów powtarza klasę – wynika z najnowszego raportu Eurydice (unijnej organizacji, która dostarcza Komisji Europejskiej informacji na temat różnic w systemach kształcenia).
W naszym kraju 5,3 proc. uczniów zdarzyło się powtarzać rok w podstawówce lub gimnazjum. Jeszcze mniej uczniów drugorocznych jest w Finlandii (2,8 proc.) oraz Słowenii (1,5 proc.). Za to w takich krajach, jak Hiszpania, Portugalia czy Francja, zdarza się, że powtarzanie klasy ma za sobą nawet 30 proc. nastolatków. Skąd takie różnice?
– Autorzy raportu wyraźnie stwierdzają, że o dużym odsetku uczniów drugorocznych decyduje przekonanie nauczycieli i uczniów, że drugoroczność jest zjawiskiem pozytywnym – mówi Anna Smoczyńska, kierowniczka polskiego biura Eurydice w Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji. – W raporcie wręcz nazywamy to zjawisko kulturą drugoroczności.
– Nie sądzę, by dzieci francuskie czy hiszpańskie gorzej się uczyły od polskich – uważa Wiesław Kosakowski, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 1 w Gdyni. – W polskich szkołach nauczyciele boją się zostawiać na drugi rok, bo na szkołę i ucznia spada odium niepowodzenia. Przeciągają więc dziecko za uszy z klasy do klasy, a potem się okazuje, że uczelnie muszą dokształcać nowo przyjętych studentów, np. z matematyki.
– Rodzice i uczniowie postrzegają powtarzanie jako karę, a nie szansę na nadrobienie zaległości. Przez to zostawienie na drugi rok jeszcze pogłębia problemy – dodaje Artur Staniszewski, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 18 w Kielcach.
Dlatego repetowanie w polskiej szkole to ostateczność. – Zwykle zostawia się uczniów, którzy mają powyżej 50 proc. nieobecności. Ale jeśli uczeń przychodzi do szkoły, odrabia prace domowe, to nieraz przymyka się oko na oceny, proponuje zajęcia wyrównawcze i przepycha z klasy do klasy – przyznaje Rogowska.
Nauczyciele podkreślają, że drugoroczność nie powinna być zawsze postrzegana jako niepowodzenie, bo bywają sytuacje, że dziecko np. z powodu choroby potrzebuje więcej czasu na opanowanie materiału. Zdarza się też, że trzeba powtarzać rok, bo po semestrze okazuje się, że ktoś woli się uczyć w klasie matematycznej, a nie humanistycznej.
Unia woli ograniczać
Tymczasem UE zależy na ograniczeniu tego zjawiska. – Drugoroczność jest uznana za zjawisko niekorzystne ekonomicznie, społecznie i psychologicznie – mówi Smoczyńska. – Może prowadzić do przedwczesnego porzucania nauki. Zapobieganie porzucaniu kształcenia jest priorytetem polityki edukacyjnej Unii.
Obecnie wskaźnik porzucania szkoły wynosi 14,4 proc. (w Polsce 5 proc.). Do 2020 r. Unia chce go obniżyć do 10 proc.
Zamiast pozostawiania na drugi rok autorzy raportu Eurydice proponują zajęcia wyrównawcze i stwarzanie takich samych szans na kształcenie.
Ile uczniów w Europie powtarza naukę w tej samej klasie
Polska należy do krajów z niskim odsetkiem uczniów powtarzających rok. Raport Eurydice, europejskiej sieci informacji o edukacji, porównuje dostępne dane o edukacji m.in. gromadzone na potrzeby międzynarodowych badań umiejętności 15-latków PISA 2009 (z ang. Program Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów). Eurydice badała 33 kraje (kraje członkowskie UE, a także Islandię, Liechtenstein, Norwegię, Szwajcarię, Chorwację, Turcję). Na wykresie przedstawiamy wybrane kraje.
dr Eugenia Rostańska, pedagog, Uniwersytet Śląski
Każda szkoła ma swój wewnętrzny system oceniania, w którym opisuje, co ostatecznie decyduje o niepromowaniu. I każda szkoła zrobi dużo, by nie mieć uczniów drugorocznych. Dlaczego? Bo u nas pozostawienie na drugi rok ciągle traktowane jest jako rodzaj wykluczenia ucznia, czego nauczyciele chcą uniknąć. A nie powinno to być postrzegane jak wykluczenie, tylko pomoc. Czasem warto więcej popracować. W Polsce uczeń, który zostaje, jest napiętnowany etykietką nieuka, tego najgorszego. Społeczeństwo nie chce zrozumieć, że dziecko zostaje w klasie nie za karę, ale dlatego, że musi się czegoś nauczyć. To duży problem, bo z moich badań dotyczących ludzi bezrobotnych wynika, że niepowodzenia szkolne negatywnie wpływają na stosunek do nauki w życiu dorosłym. Takim ludziom trudniej się potem uczyć nowych rzeczy. W takich krajach jak Francja jest zupełnie inne nastawienie społeczeństwa do kształcenia. Po prostu uczeń zaczyna następny etap nauki, gdy opanuje potrzebny do tego materiał.
Aleksandra Denst-Sadura, psycholog, prowadzi rubrykę w "Głosie Nauczycielskim"
Dla dzieci, których problemy z nauką wynikają z braku wsparcia rodziców albo które wręcz żyją w trudnym środowisku, pozostawienie na drugi rok może być szkodliwe. Bo ta sytuacja jeszcze bardziej osłabia ich poczucie wartości, wiarę w siebie, często też dezawuuje w oczach rówieśników. Zostawiając takie dziecko na drugi rok, nie motywujemy go do zmiany, tylko pogłębiamy poczucie bycia gorszym i jeszcze bardziej osłabiamy jego wiarę w to, że może coś osiągnąć, mieć jakiekolwiek sukcesy. W dzieciach, które wyrosły w rodzinach, gdzie nieudolność jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, niepowodzenie w nauce tylko utwierdza poczucie własnej niemocy. Warto dać takim dzieciom wsparcie, by nie dopuścić do zostawiania ich w klasie. Z tym wsparciem jest różnie, bo czasami nauczyciele koncentrują się tylko na wynikach. Słabe tłumaczą brakiem zaangażowania i lenistwem, a nie zawsze widzą, że dziecko nie ma możliwości samo się poprawić i pozostawienie go na drugi rok tego nie zmieni.
Źródło: Rzeczpospolita
|