Fragmenty wywiadu z Bogusławem Śliwerskim, przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, członkiem Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, profesorem nauk humanistycznych Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej i Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie.
Zmierzamy ku katastrofie. W PRL była sowietyzacja, dziś jest amerykanizacja w szczególnie uległy sposób. Choć akurat w Stanach Zjednoczonych już zrozumieli, że to ślepa uliczka, i odchodzą od testów. Testy nie mierzą głębi wiedzy i jej zakresu, ale powierzchowne umiejętności i kompetencje. Tymczasem wiedza uczniów jest wynikiem nie tylko pracy nauczyciela z uczniami, ale także ich samokształcenia, umiejętności i samodzielności uczenia się, a przede wszystkim jest uwarunkowana pozycją społeczno-ekonomiczną środowiska rodzinnego uczniów, zwłaszcza wykształceniem ich rodziców.
Ale co jest złego w zunifikowanym, wspólnym dla całej Unii systemie ocen jakości kształcenia? Łatwiej porównywać poziom szkół, programy nauczania...
Tylko że te mierniki kreowane są przez OECD i UE. Pomijają nasze kwestie narodowe i kulturowe jako mało istotne. Rynek oświatowy opanowała ukryta prywatyzacja. Zdumiewające, że choć mamy w ustawie o oświacie jasno sformułowane cele i wartości kształcenia, podstawy programowe kształcenia ogólnego i zawodowego, określające, czego każdy przedmiot ma nauczyć, nasz system podporządkowuje edukację procesom kluczowym dla funkcjonowania gospodarki rynkowej. Staje się narzędziem władzy wspomagania tych procesów. Przenosi do sfery edukacji publicznej rozwiązania znane z firm, koncernów, zobowiązujące do pilnowania efektywności, optymalizacji kosztów i zysków. Innymi słowy jakość polskiego szkolnictwa mierzy się unijnymi wskaźnikami, które warunkują, gdzie trzeba zaoszczędzić, ograniczyć środki z budżetu, ciąć etaty. Weryfikuje się, na jakim poziomie jest młode pokolenie w 15. roku życia. Bo to jest etap fundamentalnej alfabetyzacji. Wszystko po to, by stymulować wzrost produkcyjności edukacji. Jak w chińskiej fabryce, taniej i więcej, jakość to rzecz wtórna.
Prawdę powiedziawszy, to o wielu sprawach, o których mówi pan profesor, nawet na naszej stronie pisaliśmy od dawna, wielokrotnie i w wielu wątkach. Cóż, nadal "ciemny lud" kupuje wszystko, co mu się wciska jako konieczność i nieuniknione dostosowywanie się do "nowych czasów".
Jak słucham opisu z wyników testów gimnazjalnych, to czuję, że tu nie osiągnięcia dziecka się liczą, ale jakieś magiczne staniny, steny, centyle, mediany i inne gady. A że dzieciaki przestają myśleć logicznie i uczyć się, to już nikogo nie obchodzi. Najważniejsze, że szkoła napisała test lepiej niż miasto, powiat, województwo, ba - nawet kraj.
A ja dodam opis wyników matury. Szkoła w jednym roku 100% zdawalność z fizyki a w następnym 0% zdawalności. Co się stało? W każdym roku zdawał jeden uczeń, tylko o tym już analiza nie mówi...Co warte są takie zestawienia?
Tutaj trochę tendencyjnie, ale pokazana nasza współczesna oświata. W którymś momencie nawet jeden z gimnazjalistów mówi - na egzaminie to łatwiej pytali, bo abc było... http://www.youtub...NBc8xIht-U
Prawda jest taka, że wpadliśmy w machinę cyferek, porównań, i strachu przed organami prowadzącymi, bo jak nie daj Boże egzamin czy matura wypadną słabo, to jeszcze szkołę zlikwidują, albo wszystkich pozwalniają i nowych "lepszych" nauczycieli zatrudnią... cóż do takich absurdów dochodzimy niestety
To prawda, że ucznia w tym wszystkim nie ma, on jest na szarym końcu, najważniejsze są CYFERKI i żeby dobrze wypaść przez władzami.
Jestem też często świadkiem sytuacji, że dyrektor szkoły krzyczy na nauczyciela przedmiotu, jeśli matura wypadnie słabo. Nie jest odkryciem, że uczniowie przy takim systemie oświaty tracą motywację do nauki i kieruje się maksymą własną "byle zaliczyć" - szczególnie w małych środowiskowych szkołach tak jest, a nauczyciel choćby nie wiem ile z siebie dawał, to za ucznia się nie nauczy. Więc przy obecnym systemie polskiej szkoły tworzy się błędne koło. Nauczyciel niewiele może - choć się stara - bo widzę swoje kolezanki i kolegów, a uczeń nie ma motywacji żeby piąć się w górę. oczywiście nie mówię tu o wszystkich, bo nie chce kwestii upraszczać, ale podałam przykład swoich doświadczen zawodowych i własnych obserwacji.
Więc jedno mogę powiedzieć, że po 30 latach pracy jestem znęchęcona i wypalona zawodowo, bo tak nam dają do wiwatu w tym kraju, że nie chce się nawet życ.
Powered by PHP-Fusion copyright (c) 2002 - 2017 by Nick Jones. Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3 56,318,942 unikalne wizyty