Rodzice nie interesują się szkołą
Wynik?
Mierny. W szkołach podstawowych rodzice jeszcze kontaktują się z nauczycielami, ale jak podkreśla prof. Czapińki pewnie dlatego, że często odprowadzają dzieci do szkoły. W każdym razie 55 proc. rodziców maluchów deklaruje, że przynajmniej raz w miesiącu rozmawia z wychowawcą, ale aż 14 proc. ani razu w ciągu roku nie pojawiło się w szkole. Im dzieci starsze, tym rodzice mniej się nimi interesują: w gimnazjach 26 proc. rodziców w ogóle nie kontaktuje się z nauczycielami, w szkołach ponadgimnazjalnych - 31 proc.
Rodzice nie mają też pojęcia o tym, że w szkole ich dzieci dochodzi do aktów przemocy. O tym, że nauczyciel nakrzyczy, a nawet uderzy dowiadują się raz na osiem przypadków, o zmuszaniu dziecka do kupowania kolegom papierosów, czy piwa raz na 40 przypadków. - Wiedza rodziców pokrywa się z informacjami dzieci tylko w przypadkach najdrastyczniejszych, np. pobiciach, ale trudno nawet najbardziej zapracowanemu rodzicowi nie dostrzec siniaka na policzku dziecka - mówi prof. Czapiński. Dzieci nie zwierzają się rodzicom, bo im nie ufają. - Boją się, że przyjdą do szkoły, zrobią awanturę, a one jeszcze bardziej na tym ucierpią. Zresztą w ogóle mało im mówią. Tylko 17 proc. rodziców zdaje sobie sprawę, że ich dzieci więcej czasu spędzają poza domem niż w domu, choć w rzeczywistości jest ich dwa razy więcej.
Dorośli nie widzą złych rzeczy, przeceniają natomiast te, które w ich mniemaniu są dobre: np. udział dzieci w kołach hobbystycznych. Ich zdaniem 38 proc. uczniów od 11 do 18 roku życia należy do jakiegoś klubu, podczas gdy tylko 27 proc. ankietowanej młodzieży naprawdę w nich uczestniczy.
I te rozbieżności między rzeczywistością, a stanem faktycznym sprawiają, że rodzice są bardziej zadowoleni ze szkoły dzieci ( 80 proc. badanych) gdy sami uczniowie już dużo mniej.
Skąd tak dramatyczne wyniki? I czy winni są sami rodzice?
- Sprawa jest bardziej złożona - uważa prof. Czapiński. Bo z jednej strony, rzeczywiście więcej pracujemy i mniej czasu poświęcamy mi dzieciom, z drugiej - szkoła też nie jest bez winy.
- Któremu rodzicowi chciałoby się pójść na wywiadówkę, na której nauczyciel mówi tylko o tym, że jest źle, a szkole brakuje pieniędzy - retorycznie pyta prof. Czapiński. Inna sprawa - co też wychodzi w tych badaniach - że dzieci w swoim zaangażowaniu w życie społeczne, idą w ślady właśnie rodziców: biernych i nieufnych wobec innych. - Ale jest dużo lepiej niż jeszcze kilka lat temu - pociesza Elżbieta Piotrowska-Gromniak z Towarzystwa Rozwijania Inicjatyw Oświatowych Rodzice w Edukacji. - Świadomość rodziców rośnie i coraz więcej z nich angażuje się w życie swoich dzieci - dodaje. Ewa Jurkiewicz, redaktor naczelna portalu internetowego "Niezbędnik rodzica" podkreśla, że często aktywność rodziców jest gaszona przez dyrekcje szkół, które traktują ich przedmiotowo i nie wykazują chęci współpracy.
Prawda leży pewnie pośrodku.
Ale kiedy obu stronom - i rodzicom i szkole - zależy na dobru dzieci, potrafią się dogadać. - U nas nigdy nie było takich problemów. Na wywiadówki chodzi 80 proc. rodziców. Angażują się w to, co robią dzieci, a w szkole dzieje się wiele - mówi Renata Sobiecka, nauczycielka z Zespołu Szkół nr. 84 w Warszawie. Przykłady?Ostatnio przygotowywali przedstawienie dla dzieci ze szpitala na ul. Niekłańskiej. Rodzice załatwiali stroje, dopingowali młodych artystów podczas prób, a potem przeżywali występy bardziej od nich samych. Trzeba tylko rodziców rozruszać
źródło: Polska the Times
|