ISSN 2081 - 6375
 
 
 
Nawigacja
Aktualnie online
bullet.png Gości online: 5

bullet.png Użytkowników online: 0

bullet.png Łącznie użytkowników: 31,084
bullet.png Najnowszy użytkownik: agata4523

Ostatnie komentarze
bullet.png Edukacja zdrowotna j...
bullet.png Kto będzie miał kw...
bullet.png [url]https://glos.pl...
bullet.png Dostałam podwyżkę...
bullet.png Podziwiam wychowawcz...
bullet.png Nie dość, że tak ...
bullet.png Z tego co piszesz wy...
bullet.png pracuje jako pedagog...
bullet.png Ciekawe co z godzin...
bullet.png świetne artykuły b...
 
Wolny rynek w edukacji
 


Pani Minister - ja nie chcę bonu

Platforma Obywatelska i MEN przypomniały sobie o jednym z haseł programu wyborczego rządzącego dziś ugrupowania, a mianowicie o tzw. bonie edukacyjnym, zwanym też bonem oświatowym. Powołano nawet nowego wiceministra, p. Lillę Jaroń, która wkrótce może otrzymać zadanie zaprowadzenia nowych porządków w finansowaniu szkół. Na pierwszy rzut oka idea bonu edukacyjnego wygląda atrakcyjnie. Zwiększa przecież wpływ rodziców na to, co dzieje się w szkole, same szkoły zaś zmusza do większej konkurencji. W rezultacie mielibyśmy otrzymać wzrost poziomu szkolnictwa. Obowiązuje tu założenie, iż rodzice i uczniowie będą wybierać lepsze, czyli lepiej uczące szkoły, dzięki czemu te właśnie szkoły, obdarzone większą liczbą bonów swoich uczniów, będą otrzymywać większe dotacje i więcej etatów nauczycielskich.
Niestety, to tylko mieszanina pustych haseł z krótkowzrocznym marzycielstwem. Dotacje, jakie otrzymują samorządy, a następnie konkretne szkoły, dzielone są wedle rozmaitych, przyjętych w danym regionie algorytmów. W każdym z nich wielkie znaczenie ma oczywiście liczba dzieci uczących się w danej szkole. Kwoty na głowę ucznia wypadają jednak różnie w różnych szkołach, bo różne są potrzeby szkoły małej i dużej, różne też osiągnięcia poszczególnych szkół w różnych dziedzinach, różne lokalne uwarunkowania ekonomiczne i infrastrukturalne. Słynny bon edukacyjny to chwytliwe hasło, za którym kryje się jedno: obligatoryjne dla wszystkich samorządów zwiększenie znaczenia zmiennej "liczba uczniów" w algorytmie, czyli wzorze służącym do obliczania należnej szkole dotacji. Będzie to bodajże jeden dla całego kraju "wzór Hall", z góry narzucony wszystkim województwom, powiatom i gminom. Może jednak na tym ograniczeniu autonomii samorządów zyska autonomia rodziców i dzieci? Zapewne tak. Więcej osób zdecyduje się na inną szkołę niż ta położona najbliżej miejsca zamieszkania. I dziś mają taką możliwość, ale propaganda bonowa będzie ich szczególnie do takich wędrówek w poszukiwaniu fajnej szkoły zachęcać.
Sądzę, że skoro zniesiono rejonizację i można dziś wybierać szkoły, to władze publiczne nie muszą specjalnie zachęcać ludności do aktywnego korzystania z tego prawa. Lecz może mają w tym jakiś ukryty cel? Na przykład taki, żeby wyrównać poziom między szkołami, likwidując zjawisko szkół, do których "trudno się dostać". Mam wszelako nadzieję, że tak przewrotne rozumienie wyrównywania szans nie przyszło do głowy ministerstwu. Wymuszając na najlepszych szkołach, by przyjmowały więcej uczniów, sprawimy, że z najlepszych staną się takie jak wszystkie, czyli mierne.
Wyobraźmy sobie, na próbę, że bon edukacyjny będzie wprowadzony, a w każdej rodzinie na nowo podejmie się dyskusję, do jakiej szkoły będą chodzić dzieci. Czy większe szanse na wybór dostaną szkoły rzetelne, gdzie naukę traktuje się poważnie, a od uczniów sporo wymaga? Czy może takie, gdzie jest "fajna atmosfera", dużo wycieczek, zielonych szkół, przyjemnych zajęć pozalekcyjnych dyskotek i innych rozrywek? Obawiam się, że większość wybierze właśnie "szkoły fajne", a nie szkoły dobre. Nauka bowiem to ciężka praca, a nie żadna przyjemność. Gdy można od niej uciec, chętnie się to robi. Bon edukacyjny doprowadzi do wzmożenia i tak już dojmującej tendencji - uatrakcyjniania nauki i zamieniania jej w zabawę kosztem ciężkiej pracy wkuwania i robienia zadań. Tak właśnie dzieje się na Dolnym Śląsku, gdzie prowadzi się eksperyment bonowy. Rzecz jasna, niektórzy będą poszukiwać szkół, w których jest dużo solidnej nauki. Ci jednak, wcale niezbyt liczni, i bez bonu poszukują takich szkół. A co gorsza, "fajne szkoły" mają już swoje sposoby, aby wszystkich przekonać, że są bardzo dobre. Jak się mało wymaga, to i o "osiągnięcia" nietrudno. Na tym jednak nie koniec. Bon edukacyjny sprawi, że szkoły, które z powodu obiektywnych uwarunkowań terytorialnych są albo bardzo wielkie, albo bardzo małe, dostaną pieniędzy za mało lub za dużo. Mała szkoła w willowej dzielnicy lub na wsi, choćby niezła, będzie cieszyła się mniejszym wzięciem i na bonie, czyli nowym algorytmie, straci, a za to wielki osiedlowy moloch, choćby kiepski, tylko zyska. Stracą zresztą nie tylko szkoły małe i niepozorne. Stracą też szkoły szczególnie złe, na przykład te usytuowane w biednych dzielnicach dużych miast, gdzie jest dużo młodzieży z rodzin patologicznych. Będzie w nich mniej uczniów, a odsetek uczniów stwarzających trudności wychowawcze wzrośnie. A przecież to właśnie złym szkołom trzeba pomóc!
Jeśli ministrom marzy się podniesienie poziomu szkolnictwa w Polsce, to droga do tego celu nie wiedzie przez bon edukacyjny. Przede wszystkim trzeba zrobić coś, aby sami uczniowie uczyli się więcej. Teraz wymaga się od nich niby to bardzo wiele, lecz gdy przychodzi do ostatecznych zaliczeń, to okazuje się, że jakimś cudem wszyscy lub prawie wszyscy dostają promocję do kolejnej klasy. Uczniowie, którzy uczyć się nie chcą, wiedzą to doskonale. Gdyby, jak w dawnych czasach, a może nie tak dawnych, bo nawet jeszcze za późnego PRL-u, pozostawianie ucznia na drugi rok w tej samej klasie było częstą praktyką i realnym zagrożeniem, poziom najsłabszych uczniów wzrósłby niepomiernie. Podobnie ma się sprawa z uczniami, którzy biją inne dzieci, a do nauczycieli odnoszą się opryskliwie. Realna kara, którą jest repetowanie klasy lub specjalny nadzór dyscyplinarny, ukróciłaby te zjawiska, pustoszące dziś morale szkół i stawiające nauczycieli w sytuacji permanentnego poniżenia. Co odwodzi rząd od przywrócenia dyscypliny szkolnej? Czy jakieś niemądre teorie pedagogiczne, które od pół wieku rujnują szkolnictwo na Zachodzie, czy też obawa o głosy wyborcze kilku procent rodziców, którzy mieliby władzom za złe, że karzą ich dzieci? Ciekawe, jak to z tym jest.
Bon edukacyjny ma wszelako jeden mocny atut. Gdyby miał być zastosowany do wszystkich szkół, a więc również szkół prywatnych, stałoby się to ważnym impulsem rozwojowym dla tych ostatnich. Objęcie finansowaniem ze środków publicznych szkolnictwa prywatnego nie wymaga jednak wcale wprowadzenia bonu, z wątpliwym dobrodziejstwem inwentarza. Wystarczy refundować rodzicom część czesnego i nagradzać dotacjami na rozwój te szkoły prywatne, które żądają od rodziców umiarkowanego czesnego. Szkoły prywatne są lepiej zarządzane i oszczędniejsze niż szkoły publiczne, przeto pobudzanie rozwoju tego sektora mogłoby nawet doprowadzić, po dłuższym czasie, do pewnych oszczędności budżetowych. Co więcej, uzależnienie części szkół prywatnych od dotacji i refundacji ułatwiłoby wymuszanie na nich wyższego poziomu nauczania, który zresztą i tak nie jest chyba gorszy niż w szkołach publicznych.
Jestem pewien, że MEN chce dobrze. Zbyt łatwo ulega jednak uproszczonej wizji nowoczesności. Politycy sądzą, że korporacyjne wzorce zarządzania, wymuszanie konkurencji oraz zwiększanie atrakcyjności "produktu", jakim jest edukacja, przyczyni się do podniesienia jej poziomu. Niestety, w edukacji to tak nie działa. Lekcje w szkole nigdy nie będą lepsze niż programy popularnonaukowe w światowych telewizyjnych stacjach edukacyjnych. A jednak oglądanie ich nie zastąpi lekcji w szkole. Dlaczego? Dlatego że w szkole wymaga się, żeby coś z lekcji zapamiętać. Wbrew modnym konceptom, o to właśnie toczy się gra: ile wiedzy znajdzie się w głowach uczniów. Nie traćmy z oczu tego jasnego celu!
źródło : Gazeta Wyborcza
autor : Prof. Jan Hartman - filozof, kierownik Zakładu Filozofii i Bioetyki Collegium Medicum UJ

( pogrubienia moje )

Podziel się z innymi: Facebook Google Tweet This Yahoo
Facebook - Lubię To:


Komentarze
#1 | Kazimierz dnia 06. października 2009
Likwidacja limitów liczbowych dla szkół i wprowadzenie "otwartego naboru" ( tzn. bez rejonizacji ), miało ułatwić rozkwit "dobrych" szkół ( "szkół-magnesów" ) i zamknięcie "kiepskich" ( "szkół-melin" ). Brighouse i Tomlinson wskazują jednak, że "szkoły-meliny" nie zanikają, a jedynie brak im środków na usprawnienia, co powoduje zasada finansowania per capitum. W związku z tym Apple wyraża pogląd, że szkoły stają się skupiskami klas społecznych.. Tomlinson zwraca uwagę, że jak na ironię wiele "dobrych" szkół nie chce się rozwijać, gdyż powodzenie zawdzięczają między innymi swemu rozmiarowi.

Powstanie rynku wewnętrznego w ramach szkół i pomiędzy nimi, rodzi konkurencje o fundusze między szkołami ( które poprzednio mogły prowadzić partnerską współpracę ) w celu przyciągnięcia kandydatów - każdy uczeń wnosi bowiem do szkoły przypadającą na niego sumę per capitum.

Taka zasada finansowania szkół odbija się na "przeciętnych" kosztach utrzymania personelu i oznacza, że doświadczeni nauczyciele, kosztujący znacznie więcej niż świeżo upieczeni pedagodzy, mogą niekiedy wpędzić szkoły w finansowe tarapaty, powodując redukcje etatów, zubożenie zasobów i zwiększanie liczebności klas.

Kilka refleksji autorów angielskich na temat thatcherowskiego programu wprowadzania zasad rynkowych do edukacji.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło
Newsletter
Aby móc otrzymywać e-maile z PEDAGOG SZKOLNY musisz się zarejestrować.
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

26. kwietnia 2024 19:49
Dyrektor musi takie zajęcia zapewnić, a rodzic może złożyć oświadczenie, że dziecko nie będzie z nich korzystać i tyle.

26. kwietnia 2024 19:45
długa i niepewna.

26. kwietnia 2024 19:45
Niech teraz mądry wizytator i mądry dyrektor na to odpowiedzą. Oczywiście, że rodzic może zrezygnować z zajęć rewalidacyjnych. Jest droga, żeby próbować, go "przymusić", ale

26. kwietnia 2024 13:07
Mój Dyrektor twierdzi, że nie może. Wizytator tak jej powiedział. A Rodzic zrezygnował Angry i co teraz z tym zrobić?

26. kwietnia 2024 07:49
Może

Ostatnio na forum
Najnowsze tematy
bullet.png mam te kwalifikacje?
bullet.png warsztaty dla grona
bullet.png prawnik - prawo ośw...
bullet.png poszukuję pracy - s...
bullet.png specjaliści od 1 wr...
Najciekawsze tematy
bullet.png mam te kwalifikacje? [460]
bullet.png warsztaty dla grona [47]