Okruchy historii w szkole
Koniec z ciągłym powtarzaniem materiału i zakuwaniem dat. Ministerstwo edukacji postanowiło dać licealistom nieco więcej luzu. Uczniowie kochający przedmioty ścisłe nie będą już katowani nudnymi lekcjami historii, a humaniści wreszcie odetchną z ulgą, bo fizyka, chemia czy matematyka nie będą już takie straszne. Ministerstwo stworzyło nowy rodzaj zajęć tzw. modułowych, na których nauczyciele mają przekazywać uczniom wiedzę w sposób łatwy i przyjemny, ale problemowy.
Jako pierwsi zmiany odczują uczniowie, którzy we wrześniu 2012 r. trafią do pierwszych klas szkół średnich. Nowa podstawa programowa już jednak weszła do gimnazjów. Obecnie realizują ją drugoklasiści.
O co chodzi w tej reformie?
Przede wszystkim MEN chce połączyć programowo gimnazjum ze szkołą średnią. A to oznacza, że program nauczania większości przedmiotów będzie się kończył w pierwszej klasie szkoły ponadgimnazjalnej. Później uczniowie będą się uczyć tego, co ich interesuje i z czym wiążą swoją przyszłość. Osoba, która zdecyduje się np. na klasę biologiczno-chemiczną przejdzie rozszerzony kurs tych przedmiotów, który ma ją przygotować do matury. W tym wypadku zamiast historii będzie przedmiot o nazwie historia i społeczeństwo - dziedzictwo epok, nauczany w sposób modułowy. Na tej samej zasadzie ci, którzy wybiorą specjalizację w przedmiotach humanistycznych, dostaną przyrodoznawstwo ograniczone i będą je przerabiać w postaci bloków.
Taki sposób uczenia biologii, chemii czy fizyki nie wzbudza, jak na razie, większych kontrowersji. Najgłośniejsze protesty dotyczą historii. Już w ubiegłym roku pod listem w jej obronie podpisało się 60 intelektualistów, swoje protesty wysłali prof. Andrzej Nowak, redaktor Piotr Zaręba, a ostatnio Związek Konfederatów Polski Niepodległej.
Adresatami tych wszystkich apeli są przede wszystkim prezydent Bronisław Komorowski, premier Donald Tusk i dwaj marszałkowie parlamentu. Nie bez powodu. Wszyscy oni są bowiem z wykształcenia historykami.
"Decyzja, podjęta bez faktycznej konsultacji, zwłaszcza ze środowiskami akademickimi, bez szerszej debaty publicznej, zasadniczo zmieniła kształt nauki w liceach, ograniczając ich funkcję ogólnokształcącą do pierwszej klasy" - czytamy w apelu "Ratujmy historię" podpisanym m.in. przez profesorów Andrzeja Paczkowskiego i Wojciecha Roszkowskiego. "Na pierwszej klasie liceum ma się kończyć systematyczny wykład historii dla wszystkich polskich uczniów (...) Teraz o legionach Dąbrowskiego i Piłsudskiego, o dylematach pracy organicznej i walki powstańczej 1831 czy 1863 roku większość z nich usłyszy obowiązkowo po raz ostatni w wieku lat 14 czy 15 (w gimnazjum!). O powstaniu warszawskim i »Solidarności« - w wieku lat 16. W ten sposób destrukcji, a na pewno infantylizacji ulega historia jako zintegrowany, wspólny przedmiot". Pod tym apelem w internecie podpisało się ponad 1600 osób. Głównie nauczyciele i historycy, ale także studenci, uczniowie czy urzędnicy.
"Przecież wiemy, że historia to przedmiot szczególny. Ważny dla wychowania patriotycznego i obywatelskiego (...) Ja to postrzegam jako groźną abdykację, jako radykalne ograniczenie funkcji edukacyjnej, a w gruncie rzeczy i wychowawczej, szkoły" - napisał z kolei w swoim liście Piotr Zaremba.
Zastrzeżenia do nowej podstawy programowej zgłaszają również nauczyciele, którzy wkrótce będą musieli się z nią zmierzyć.
- Uważam, że człowiek niezależnie od tego, czy zdaje maturę z historii, czy też nie powinien być wyposażony w wiedzę historyczną, która pozwoli mu utożsamiać się z historią własnego kraju. I to w realizacji takiej propozycji będzie niemożliwe - mówi Piotr Igar-Makowski, nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie. - Uczeń może nie wiedzieć pewnych rzeczy, nie znać wszystkich faktów i dat, ale chodzi o identyfikację. Podczas lekcji historii trzeba w uczniu budować poczucie tożsamości narodowej, postaw patriotycznych, bo temu, m.in. służy nauczanie historii. Tego nie można uczyć modułami - twierdzi.
Zdaniem nauczyciela nowa podstawa programowa jest "obniżaniem wartości edukacji" i "równaniem w dół". - Uczestniczyłem w konferencjach na temat nowej podstawy programowej, krytyczne głosy nauczycieli w tej sprawie w ogóle nie były brane pod uwagę - dodaje Piotr Igar-Makowski.
Bez odpowiedzi pozostają również wszystkie listy i apele w "obronie historii", bo - jak twierdzi resort edukacji - ich autorzy się mylą.
- Historia będzie dogłębniej nauczana. Humaniści dostaną na ten przedmiot więcej godzin niż obecnie, a pozostali uczniowie będą jej mieć tyle samo co teraz - zaznacza Grzegorz Żurawski, rzecznik minister Katarzyny Hall.
Nowej podstawy broni również jej autorka prof. Jolanta Choińska-Mika z Uniwersytetu Warszawskiego. - Te protesty są jak kulą w płot i mają na celu robienie szumu informacyjnego - mówi w rozmowie z "Dziennikiem Polskim". - Nie przeceniałabym ich, bo wynikają po części z niewiedzy - twierdzi.
Zgodnie z nową podstawą gimnazjalista będzie musiał przyswoić sobie wiedzę od starożytności po 1918 rok, a uczeń pierwszej klasy szkoły ponadgimnazjalnej pozna w ciągu roku dzieje XX w., na który zwykle w obecnym modelu brakowało czasu. Prof. Choińska-Mika tłumaczy, że dzięki zmianom uczeń nie będzie na każdym etapie edukacyjnym powtarzał materiału, a dzięki zmniejszeniu jego zakresu nauczyciel będzie miał szansę na systematyczne powtarzanie, ćwiczenie pracy na źródłach czy dyskusję.
- HiS będzie nauczany według wątków, których opracowaliśmy dziewięć, a nauczyciel sam będzie mógł wymyślić dziesiąty - tłumaczy prof. Choińska-Mika.
Nazwy wątków to m.in. Europa i świat; Język, komunikacja i media; Kobieta i mężczyzna, rodzina; Swojskość i obcość czy też Ojczysty Panteon i ojczyste spory.
- Nauczyciel będzie musiał wybrać cztery z nich, w tym obowiązkowo Ojczysty Panteon - mówi prof. Choińska-Mika. - Współczesna edukacja historyczna to nie tyle wtłaczanie faktografii do głowy ucznia, co zapoznawanie go z tajnikami warsztatu historyka.
Źródło: Dziennik Polski
|