Nauczanie czy nauczka
Nauczyciel nie może publicznie krytykować szkoły. Nawet w interesie uczniów- stwierdził poznański sąd pracy. I oddalił pozew nauczycielki, która ostrzegła rodziców, że może nie dać rady przygotować ich dzieci do matury.
Dyrektor ma prawo oczekiwać zaangażowania w pracę szkoły, ale nie może ono polegać na tym, że nauczyciel na publicznym zebraniu bierze stronę uczniów i rodziców. Takie zachowanie zakłóca proces nauczania - tłumaczył sędzia sądu pracy Ludwik Skwierzyński.
Chodzi o nauczycielkę języka angielskiego (nie zgodziła się podać nazwiska), która w styczniu tego roku ostrzegła rodziców, że nie może zagwarantować dobrego przygotowania ich dzieci do matury.
Powód? Liceum Sacre Coeur w Pobiedziskach (Wielkopolska), szukając oszczędności, zrezygnowało w pierwszej klasie z podziału na grupy dla mniej i bardziej zaawansowanych uczniów. Odtąd cała klasa miała lekcje razem. Sacre Coeur to liceum niepubliczne, należy do zakonu Najświętszego Serca Jezusa i utrzymuje się z czesnego w wysokości 4 tys. zł rocznie.
Słowa nauczycielki słyszała Lucyna Białk-Cieślak, dyrektorka szkoły. Rodzice poprosili ją o wyjaśnienia. Trzy dni po zebraniu ukarała anglistkę naganą za nielojalne zachowanie wobec pracodawcy.
- Negatywne skutki publicznej krytyki są oczywiste, bo przełożą się na wielkość naboru w przyszłym roku szkolnym - uzasadniała pani dyrektor. Podkreślała, że nauczycielka o planach szkoły wiedziała, bo likwidację podziału na grupy zapisano w planie nauczania przegłosowanym przez radę pedagogiczną.
Anglistka oddała sprawę do sądu pracy, w poniedziałek zapadł wyrok. Sędzia Skwierzyński oddalił powództwo anglistki. Dowodził, że nauczyciel nie może krytykować dyrekcji nawet w interesie uczniów: -Jeśli szkoła założyła, że nie będzie dzielić uczniów na grupy, to nauczyciel ma prawo i obowiązek to popierać. A szansy na poprawę wyników nauczania nie należy szukać w publicznej krytyce.
I podsumował: -Jeśli po jednej stronie stoi szkoła, a po drugiej rodzice i uczniowie, to nauczyciel musi stać tam gdzie szkoła. Ciało pedagogiczne musi być jednością.
Mecenas Eugeniusz Nowak, prawnik nauczycielki: -Ostrzeżenie rodziców było jedynie wyrazem troski o dobro uczniów, a nie nielojalności wobec szkoły. To wprowadzanie do szkoły cenzury! Będę namawiał klientkę do złożenia apelacji.
- Sąd potraktował szkołę jak korporację, w której wszyscy muszą być wobec siebie lojalni. Czyli miejsce na krytykę jest tylko w gabinecie dyrektora lub na radzie pedagogicznej, ale nie na zebraniu z rodzicami. To idiotyczne! - komentuje Maria Kościelniak, szefowa poznańskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Werdyktem zaskoczony jest też Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - W relacjach służbowych wolność słowa może być ograniczona, ale nie może być wykluczona - podkreśla. - Zawsze trzeba patrzeć na to, czego dotyczy sprawa. A w tym przypadku chodzi o dobre przygotowanie dzieci do matury. To oczywiste, że rodzice się tym interesują, zadają pytania. I sąd nie może powiedzieć, że nauczyciel nie ma prawa ich ostrzec. Przecież chodzi o przyszłość dzieci. Czy byłoby lepiej, gdyby nauczycielka milczała?
Bodnar przypomina, że niedawno Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu skazał Polskę za naruszenie wolności wypowiedzi i prawa krytyki. Skargę złożyła dziennikarka wrocławskiej TVP ukarana dziesięć lat temu naganą za skrytykowanie zmian w ramówce. Trybunał uznał, że dziennikarka działała w interesie publicznym. - Dedykuję ten werdykt sądowi z Poznania - mówi Bodnar. I zastanawia się: -Czy ta sprawa także będzie musiała trafić do Strasburga?
Nauczycielka w liceum Sacre Coeur pracuje od września 1998 r. Poprzednia dyrektorka wystawiła jej znakomitą opinię.
( źródło : Gazeta Wyborcza 22.07.2009 )
|