Pięć lekcji to i tak dużo
Tomasz Ulanowski pisze dzisiaj w "Wyborczej".
W dyskusji nad reformą szkoły, która toczy się również na łamach "Gazety", głównym problemem zdaje się nauczycielskie pensum. Nic tak nie razi wszystkich nienauczycieli jak to, że nauczyciele, których ze szkoły zapamiętaliśmy przecież jako szkodliwych dziwaków, uczą przez "ledwie" 18 godzin tygodniowo. Ledwie?!
Tak się składa, że kiedyś sam byłem belfrem, także przez krótki czas w szkołach państwowych i prywatnych, i wiem, jak ciężki to chleb. Dlatego kiedy słyszę, że pensum jest za małe, pukam się w czoło. Żaden nauczyciel - no, może poza wybitnymi albo wariatami (co często zresztą oznacza to samo) - nie jest w stanie poprowadzić więcej niż pięciu porządnych lekcji dziennie. To moim zdaniem absolutne maksimum, którego nie chciałbym powtarzać każdego dnia. Wiem, co mówię, bo miałem takie dni w szkole, kiedy prowadziłem i siedem zajęć, i pamiętam, ile te ostatnie lekcje były warte.
Źródło: Wyborcza.pl
Więcej: wyborcza.pl
|