Nowe rozporządzenia
Sześć rozporządzeń o specjalnych potrzebach edukacyjnych dzieci, zamiast pomóc, jedynie skomplikuje pracę szkół, w których nawet 40 procent uczniów ma orzeczenia.
Dyrektorzy szkół integracyjnych pewnie są w stanie szybciej sprostać nowym wyzwaniom. Mają przecież wprawę we wdrażaniu procedur dla uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Nie zmienia to faktu, że minister edukacji, Katarzyna Hall, podpisując pakiet rozporządzeń, nie wzięła pod uwagę, że do niektórych szkół uczęszcza nawet 40 procent uczniów z orzeczeniami. Wypełnienie wszelkich zalecanych procedur w poważnym stopniu zaburzy ich pracę.
Rozporządzenia mówią m. in. o konieczności powołania dla każdego ucznia zespołów nauczycielskich, które mają „orzekać”.
– Jestem tym totalnie przerażona – powiada Bożena Ćwiklińska, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 73 na warszawskiej Pradze przy ul. Białostockiej (rejon: Brzeska, Ząbkowska, zwany Trójkątem Bermudzkim). – W szkole uczy się 560 dzieci, w tym 87 ma orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego. 42 osoby mają orzeczenia o zagrożeniu niedostosowaniem społecznym. Nie ma dla nich specjalistycznych ośrodków. Oprócz tego 100 uczniów legitymuje się opiniami poradni psychologiczno-pedagogicznych.
W świetle rozporządzeń Ćwiklińska dla wszystkich orzeczeniowców musi przygotować indywidualne programy edukacyjno-terapeutyczne. Dla dzieci z opiniami – programy dydaktyczno-wychowawcze. Łącznie ma zatem do zrobienia 187 rożnego rodzaju tworów. W ich przygotowaniu musi uczestniczyć zespół wszystkich nauczycieli uczących dane dziecko, choć to nie jest tak dokładnie zdefiniowane w rozporządzeniu(?). Dyrektorka optymistycznie szacuje, że ułożenie programu dla jednego ucznia potrwa godzinę.
– Mam jednego historyka, który musiałby uczestniczyć w 187 komisjach trwających po godzinie. Skoro nauczyciel pracuje 40 godz. tygodniowo, to ile tygodni musiałby nie uczyć? Czy może prace w komisjach ma odrobić poza zajęciami dydaktycznymi? Kiedy ma sprawdzać klasówki, przygotować się do lekcji? W przypadku takich szkół jak moja, dotrzymanie wszystkich procedur zalecanych przez panią minister nie jest możliwe – stwierdza Bożena Ćwiklińska.
Te wszystkie wymogi formalne trzeba przygotować do końca września każdego roku szkolnego. Czy w tym terminie realne jest zrobienie 187 zebrań? Wyprodukuje się więc dokumenty, które będą służyły tylko i wyłącznie pokazaniu wizytatorowi.
MEN. Nie chcemy blokować
MEN przekonuje jednak, że intencją resortu nie było dołożenie zajęć szkołom.
- Chcemy, żeby nad problemami każdego dziecka zastanowili się wspólnie ci, którzy ich uczą. Pewnie i dziś takie rozmowy w szkołach się odbywają i uczestniczy w nich cała rada pedagogiczna. Nowa formuła pozwala zbierać się tylko tym, którzy z dzieckiem pracują. I nie dotyczy to tylko dzieci z orzeczeniami, ale wszystkich. Nauczyciele mają wymieniać się uwagami na temat pracy z każdym dzieckiem. Dzięki temu da się też wykrywać więcej dysfunkcji wśród dzieci niż obecnie i robić to na wcześniejszym etapie - wyjaśnia Emilia Wojdyła, zastępcą dyrektora Departamentu Zwiększania Szans Edukacyjnych w MEN.
Źródło: EduFakty
|