ISSN 2081 - 6375
 
 
 
Nawigacja
Aktualnie online
bullet.png Gości online: 7

bullet.png Użytkowników online: 0

bullet.png Łącznie użytkowników: 31,084
bullet.png Najnowszy użytkownik: agata4523

Ostatnie komentarze
bullet.png Edukacja zdrowotna j...
bullet.png Kto będzie miał kw...
bullet.png [url]https://glos.pl...
bullet.png Dostałam podwyżkę...
bullet.png Podziwiam wychowawcz...
bullet.png Nie dość, że tak ...
bullet.png Z tego co piszesz wy...
bullet.png pracuje jako pedagog...
bullet.png Ciekawe co z godzin...
bullet.png świetne artykuły b...
 
Operacja edukacja
 


Operacja edukacja

Rząd PO-PSL o nauczycieli dba szczególnie. Właściwie należałoby powiedzieć, że ich faworyzuje. Dostali podwyżki w szalejącym kryzysie 2009 r. Dostają je i teraz - mimo złych prognoz budżetowych. Niezależnie od sytuacji gospodarczej, premier Donald Tusk powtarza, że dotrzyma obietnicy z 2008 r., kiedy ogłosił, że będzie nauczycielom podnosił pensje każdego roku, aż dojdzie do wzrostu o 50 proc.
Od miesięcy krytykują rząd za to liberalni ekonomiści z Forum Obywatelskiego Rozwoju, z Leszkiem Balcerowiczem na czele. Zwłaszcza że poza oświatą płace w budżetówce zostały zamrożone, do szkół nadciąga niż demograficzny, a "zwiększenie funduszu wynagrodzeń dla nauczycieli nie poprawi jakości kształcenia".
I są to zarzuty prawdziwe, a wyjście - z ekonomicznego punktu widzenia - proste. Trudno jednak spodziewać się, że teraz Tusk tak postąpi. Jak mógłby się wycofać - po trzech latach uporczywego głoszenia społeczeństwu, że zawód nauczyciela trzeba od nowa docenić i naprawić niesprawiedliwie niski poziom płac w oświacie? Wówczas do sfrustrowanej rzeszy urzędników z budżetówki dołączyliby sfrustrowani i - w istocie - oszukani nauczyciele.
Krytycy twierdzą, że Tuskowi chodzi po prostu o kupienie 600-tysięcznego elektoratu. A jednak ten elektorat nie rozstrzygnie o wynikach wyborów na rzecz Platformy. Zwłaszcza że większość nauczycieli z podwyżek wcale nie jest zadowolona (ale o tym później).
Rzecz jednak w czym innym - że rząd PO-PSL ma dla nauczycieli kilka zadań, które chce wyegzekwować w zmian za te podwyżki. I najwyraźniej wycenił ja na co najmniej 18 mld zł.

Transakcja pierwsza - kupujemy "wczoraj"

Podwyżkami w 2008 r. i obietnicą ich utrzymania w latach następnych rząd przede wszystkim powstrzymał strajki w obronie straconego przez nauczycieli prawa do wcześniejszej emerytury.
Klimat wokół emerytur jest w całej Europie taki sam - podnosić wiek emerytalny, nawet do 70. roku życia, bo społeczeństwa się starzeją. Nauczyciele mieli stracić prawo do wcześniejszych emerytur. Ale w trakcie negocjacji i pod groźbą strajków w oświacie rząd podarował im bonus - świadczenia kompensacyjne. Ci, którzy skończyli 55 lat, przepracowali 30, a z tego 20 w swoim zawodzie, mogą od 1 stycznia 2010 r. odchodzić z pracy w szkole. Rząd - dla zachowania twarzy - nie nazwał tego pomostówkami, choć świadczenia podlegają podobnym zasadom. Ale jest haczyk - korzystający ze świadczeń nauczyciel nie może już dorabiać w oświacie. A na to liczy niemal każdy emerytowany nauczyciel.
W dodatku świadczenia kompensacyjne nie są wysokie - pierwsi beneficjenci zebrali przeciętnie 1,7 zł brutto. Nic dziwnego, że - jak policzył "Głos Nauczycielski" - do czerwca 2010 r. skorzystało z nich jedynie ok. dwudziestu osób.
Wygląda na to, że rządowi udało się kupić dłuższą pracę nauczycieli, i to pomimo że będzie ona coraz trudniejsza.

Transakcja druga - kupujemy "dziś"

Mało kto wierzył, że rządowa strategia "Polska 2030" będzie podstawą jakichkolwiek działań, tymczasem rząd - przynajmniej we fragmentach - traktuje ją poważnie. Wedle strategii: "długookresowy sukces gospodarczy osiągnęły tylko państwa, które potrafiły prowadzić zorientowaną na rozwój politykę publiczną w takich sferach, jak m.in. edukacja".
Jak to chce osiągnąć? Na przykład przez upowszechnienie edukacji najmłodszych dzieci. Według "Polski 2030", rząd powinien się z tym uporać w ciągu dziesięciu lat. Zresztą - popędza do tego również Unia Europejska.
W przedszkolach wg MEN jest 60 proc. dzieci w wieku 3-5 lat, a trzylatków mniej niż 50 proc. W ciągu pierwszych trzech lat rządów Tuska przybyło ponad 80 tys. miejsc w przedszkolach - akurat dla 6 proc. dzieci. Kolejny skok nastąpił w 2010 roku - wedle wiceministra rozwoju regionalnego Jarosława Pawłowskiego za pieniądze unijne miało powstać 2 tys. przedszkoli wiejskich. To ogromna liczba, zważywszy że według GUS w ciagu trzech pierwszych lat na wsi i w miastach przybyło 800 przedszkoli.
Nie łudźmy się jednak, że jest super - europejska średnia to 89 proc. dzieci w przedszkolach.
Właśnie dlatego sześciolatki poszły do szkół. Albo raczej - pójdą w 2012 r., kiedy rodzice nie będą już mogli decydować, czy posłać malucha do szkoły, czy jeszcze do przedszkola. Sześciolatki mają więc ustąpić miejsca w przedszkolach młodszym dzieciom, zwłaszcza pięciolatkom, które rząd wysyła do "zerówek" już od przyszłego roku. Zyskać mają na tym również dzieci młodsze - dla nich będą zwolnione miejsca w przedszkolach.
Rząd promuje tzw. małe przedszkola - krócej czynne i dla grup w różnym wieku. Niektóre samorządy wpadły też na pomysł, żeby przenosić przedszkolne grupy do szkół, jeśli tam jest wolne miejsce. MEN zapowiedziało do tego, że pozwoli szkołom na swobodne łączenie się z przedszkolami - tak żeby mogły elastycznie gospodarować miejscem przy zmianach demograficznych. To znaczy, kiedy będzie więcej przedszkolaków niż uczniów, da się elastycznie przesuwać grupy przedszkolne do szkół, a jeśli zdarzy się odwrotna sytuacja - pierwszaki będą mogły się uczyć w budynku przedszkola.
Następna sprawa - praca rodziców i dziadków dzisiejszych uczniów. W starzejącym się społeczeństwie praca traci wymiar wyłącznie indywidualny - zaczyna być niezbędna dla utrzymania systemu dużo bardziej niż dotąd. Rządu wizja idealna: w szkoło-przedszkolach działają superświetlice. Nie przechowalnie, ale przyjazne i rozwijające miejsca do odrabiania lekcji, z zajęciami dodatkowymi, rozwijaniem pasji. Po co? Właśnie żeby wesprzeć rodziców, których głównym zadaniem jest pracować.
Żeby te cele osiągnąć, rząd potrzebuje dopasowanych do tego nauczycieli, którzy zostaną w szkole dłużej, będą opiekować się dziećmi po lekcjach.

Transakcja trzecia - kupujemy przyszłość

Teraz nauczyciele pracują w bezpiecznym systemie tzw. Karty nauczyciela (to ustawa z najważniejszymi prawami i przywilejami tego zawodu). System płac jest jednolity w całym kraju - to pensja minimalna, zależna od stażu pracy i doświadczenia zawodowego plus kilkanaście dodatków (niektóre obliczane procentowo, im więc starszy, bardziej doświadczony nauczyciel, tym większe dodatki, nawet czasem do jednej trzeciej wysokości pensji zasadniczej).
Fundamentem Karty jest też tzw. pensum. Jedynie 18 godzin w tygodniu nauczyciel musi pracować "przy tablicy" (z wyjątkami: np. przedszkolanki czy bibliotekarze pracują dłużej). Z reszty 40-godzinnego tygodnia pracy nie musi się rozliczać, może go przeznaczyć na przygotowanie lekcji i dokształcanie, nikomu się z tego czasu nie tłumacząc.
Tego fundamentu nauczyciele zdecydowani są bronić, nawet kosztem nie za wysokich płac. To pensum - niewielka liczba godzin spędzanych "w pracy" oraz wakacje - są często jednym z głównych argumentów za decyzją o wyborze tego zawodu.
Z pierwszych - głoszonych na początku kadencji - planów, żeby "dyrektor szkoły miał większy wpływ na pensje i wymiar pracy nauczycieli", minister Katarzyna Hall szybko się wycofała, bo zbuntowały się związki zawodowe. Przeszła zmiana w wersji light: do pensum dorzuciła dwie dodatkowe godziny. Nauczyciele mówią na nie "halówki" albo "karciane". Formalnie nie powinni prowadzić w ich ramach regularnych lekcji. Te godziny mają być traktowane elastycznie, rozliczane raz na semestr, przeznaczone na dodatkowe zajęcia z uczniami: wyrównujące albo dla szczególnie zdolnych.

Jak to rządowi wyszło?

Trudno stwierdzić ostatecznie. Ba, nikt nawet nie zbiera kompletnych danych! Nie wiadomo, ile szkół pracuje dłużej i jaka jest tam naprawdę opieka nad dziećmi. Nie wiadomo, jak sobie radzą sześciolatki w pierwszych klasach. Zwłaszcza że rodzice, którym rząd zostawił na razie wybór, posłali do pierwszych klas niespełna 12 proc. sześciolatków.

Co mamy w ręku?

Rząd nie próbuje przekonywać do swoich racji całego społeczeństwa. W zaskakujący sposób - o uczniach premier Tusk mówi znacznie rzadziej niż o nauczycielach. Z rodzicami sześciolatków minister Hall też niechętnie rozmawiała. Tych, którzy protestowali, z ruchu Ratujmaluchy.pl, przyjęła już po przegłosowaniu ustawy.
Ciągle pokutuje stereotyp nauczyciela, który mało pracuje i ma za dużo wakacji. Z kolei sfrustrowani tym nauczyciele w większości uznają, że dodatkowe dwie godziny do pensum to "praca za darmo". Chociaż - przypomnijmy - owe "halówki" nie wykraczają poza i tak opłacany w etacie 40-godzinny tydzień pracy.
Gorzej że i z podwyżek nie są zadowoleni. Dlaczego? Z perspektywy budżetu państwa 18 mld zł brzmi bardzo poważnie. Dla nauczyciela jednak - to kilkaset złotych brutto, rozłożone na cztery lata. Najwięcej zyskali początkujący - o ile stażysta w 2007 r. zarabiał 1,2 zł brutto, to w tym roku pracuje w szkole już za nieco więcej niż 2 tys. zł brutto. Różnica duża. Jednak czy to już jest ta pensja, która zachęci szczególnie ambitnych do podjęcia pracy w oświacie? I nadal w kraju absolwenci studiów pedagogicznych zarabiają najmniej, i to niezależnie od tego, czy bierze się pod uwagę pierwszą pracę po studiach, czy pracę w wieku dojrzałym.
Z podwyżek nauczyciele więc się śmieją, ale po cichu. Bo tak naprawdę liczą ciągle, że rząd zostawi w spokoju to ich 18-godzinne pensum. A w szkole nic się nie zmieni.

Czy więc 18 mld zł rząd wydał sensownie?

Z punktu widzenia zadań, jakie stawia przed oświatą - nie. Bo podwyżki dla nauczycieli wypłacane w obecnym systemie sukcesu nie przyniosą i faktycznie w szkole nic nie zmieniają. Z jednej strony nauczyciele są wolni po 18 godzinach pracy w tygodniu, z drugiej - nikt nie docenia wysiedzianych przez nich godzin na wywiadówkach, radach pedagogicznych i przy sprawdzaniu uczniowskich prac albo egzaminów.
Zarabiają po równo - niezależnie od tego, czy w wielkim mieście, czy na wsi (są nieduże różnice, np. niektóre, zamożne samorządy wypłacają nauczycielom wyższe tzw. dodatki motywacyjne). Gdy na wsi nauczycielska pensja oznacza wysoki status, to w mieście bywa głodowa.
System jest anachroniczny - choćby dlatego, że utrzymujemy 10-procentowy dodatek wiejski, a już od dawna wiadomo, że więcej problemów stwarza uczeń z ubogich wielkomiejskich dzielnic niż ten ze wsi. Nie działa system motywacyjny w zawodzie: po dziesięciu latach pracy nauczyciel osiąga najwyższy status zawodowy i najwyższą z możliwych pensję i według obecnego systemu już nigdy więcej zarabiać nie będzie. A ta pensja wynosi niewiele ponad 3 tys. zł na rękę i należy się każdemu, niezależnie od osiągnięć i zaangażowania w pracę. Podwyżki miałyby więc sens, gdyby je połączyć ze zmianą systemu płac i pracy w oświacie, którą zresztą rząd zapowiada na przyszłą kadencję. Premier Tusk już zapowiedział, że będą zmiany w Karcie nauczyciela. A minister Hall potwierdza, że chodzi jej o rozluźnienie pensum i zróżnicowanie płac.
Być może więc, rząd za te 18 mld zł chce dokonać jeszcze jednej transakcji: udobruchać nauczycieli przed wielką zmianą, która ich dopiero czeka.

Źródło: Gazeta Wyborcza



Podziel się z innymi: Facebook Google Tweet This Yahoo
Facebook - Lubię To:


Komentarze
#1 | reszta dnia 29. czerwca 2011
Ale fajans...Sad
Dziennikarze tradycyjnie "bezstronni".
A zresztą...diabeł tkwi w szczególe...
#2 | Kazimierz dnia 29. czerwca 2011
Tu się resztuniu wyjątkowo z Tobą nie zgodzę. Mnie się ten artykuł podoba i moim zdaniem w wielu miejscach trafia w sedno.
#3 | reszta dnia 29. czerwca 2011
Teraz (w trakcie dodawania kom. przez Ciebie) dopisałam o tym diable, bo przeczytałam go 10 raz i zobaczyłam parę rzeczy, które mi umknęły przy dodawaniu newsa.
Wcale nie musimy się zgadzać - to oczywiste, ale...ma zabarwienie pejoratywne...nie sądzisz?
Niby ten rząd, niby pieniądze dla nauczycieli, niby ministerka i coś tam do ugrania, ale... to jest kolejny z artykułów typu "ale oni mają dobrze". I to w momencie kiedy sporo rzeczy w kraju się sypie...taki kolejny temat zastępczy "oni i ich 18 godz."
A Twoje "sedno" Kaziu i mój dopisany "szczegół" to zapewne to samo.
#4 | Kazimierz dnia 29. czerwca 2011
- ciągle pokutuje stereotyp nauczyciela, który mało pracuje i ma za dużo wakacji.
- absolwenci studiów pedagogicznych zarabiają najmniej, i to niezależnie od tego, czy bierze się pod uwagę pierwszą pracę po studiach, czy pracę w wieku dojrzałym.
- z jednej strony nauczyciele są wolni po 18 godzinach pracy w tygodniu, z drugiej - nikt nie docenia wysiedzianych przez nich godzin na wywiadówkach, radach pedagogicznych i przy sprawdzaniu uczniowskich prac albo egzaminów.

Sporo jest takich uwag, które świadczą o próbie obiektywnego spojrzenia autora - a diagnoza przyczyn i jakości podwyżki - trafiona.
#5 | reszta dnia 29. czerwca 2011
No tak, nie mogę się nie zgodzić, to te "sedna" i "szczegóły".
Ale ten temat...czemu teraz??? Rzetelna dziennikarska robota? Nie wygląda na to. Nastroje społeczne teraz oraz nastawienie społeczeństwa do nas...od wieków + ten artykuł, zwłaszcza jego pierwsze zdania ostudzą czy podgrzeją? Z takich właśnie małych pyk robi się wielkie bum. Manipulacja. I tylko o to chodziło mi kiedy pisałam "bezstronni", przecież o tym wiesz Szefie
#6 | Kazimierz dnia 29. czerwca 2011
Może masz i raję Pati. Większość ludzi z całego artykułu zapamięta tylko to:
Rząd PO-PSL o nauczycieli dba szczególnie. Właściwie należałoby powiedzieć, że ich faworyzuje. Dostali podwyżki w szalejącym kryzysie 2009 r. Dostają je i teraz - mimo złych prognoz budżetowych. Niezależnie od sytuacji gospodarczej.
#7 | reszta dnia 29. czerwca 2011
O to to.

Jedno jest pewne! Przyzwyczaiłam się już do Pati w Twoim wydaniuGrin. Już mną nie rzuca jak to widzę.
I jest to dobra prognozaWink
to tak na marginesie

Buziaski Kaziu
#8 | Tomek dnia 30. czerwca 2011
Artykuł myślę ciekawy, taki od politycznej strony; wkomponowywania się w grę interesów.

Podwyżki, podwyżki ... pamiętam jeszcze, jak jako stażysta dostawałem dodatek wyrównujący moje zarobki do płacy minimalnej ...
#9 | viola1 dnia 05. lipca 2011
Ja tylko jestem ciekawa kto dostaje na rękę ponad 3 tysiące złotych, wielka bzdura co piszą. U nas w szkole chyba, że dyrektor z dodatkiem dyrektorskim.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło
Newsletter
Aby móc otrzymywać e-maile z PEDAGOG SZKOLNY musisz się zarejestrować.
Shoutbox
Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

26. kwietnia 2024 13:07
Mój Dyrektor twierdzi, że nie może. Wizytator tak jej powiedział. A Rodzic zrezygnował Angry i co teraz z tym zrobić?

26. kwietnia 2024 07:49
Może

25. kwietnia 2024 21:02
Czy rodzic moze zdrezygnować z zajęć rewalidacyjnych?

20. kwietnia 2024 13:25
nie pytamy Smile

19. kwietnia 2024 12:12
Tak wpisali sobie do Stand. Ochr. Małol. Sprawdzić w rejestrze seksualnych może dyr. od ręki, gorzej jak wpisali o niekaralności. Wyłączyć z tego pracow. instyt. publicznych.

Ostatnio na forum
Najnowsze tematy
bullet.png mam te kwalifikacje?
bullet.png warsztaty dla grona
bullet.png prawnik - prawo ośw...
bullet.png poszukuję pracy - s...
bullet.png specjaliści od 1 wr...
Najciekawsze tematy
bullet.png mam te kwalifikacje? [460]
bullet.png warsztaty dla grona [47]
bullet.png prawnik - prawo o... [1]