NIK mówi cwanym samorządowcom - nie!
Burmistrz Gminy Chmielnik, Jarosław Zatorski nakłonił dyrektorów szkół do zawarcia porozumienia z Chmielnickim Centrum Kultury, po to aby zadania przewidziane dla nauczyciela bibliotekarza i wychowawcy świetlicy powierzono pracownikom Centrum.
Pan burmistrz tłumaczył, że takie rozwiązanie wprowadza ze względu na konieczność zmniejszenia wydatków na funkcjonowanie szkół. Po prostu nowo zatrudniony personel nie pracował według zasad określonych przez Kartę Nauczyciela.
Oszczędności uzyskano w związku ze zwiększonym wymiarem tygodniowego czasu pracy tych osób (w stosunku do czasu obowiązującego nauczycieli) oraz zmniejszeniem poziomu ich wynagrodzeń (średnio z 4,5 tys. zł do 3 tys. zł). Według NIK dopuszczenie do prowadzenia w szkole zajęć przez niebędących nauczycielami pracowników innych jednostek organizacyjnych gminy jest niezgodne z art. 7 ust. 1 pkt 3 ustawy o systemie oświaty oraz art. 42. ust. 3 Karty Nauczyciela. Z przepisów tych wynika, że gmina ma obowiązek zatrudniać w szkole nauczycieli o odpowiednich kwalifikacjach, a zajęcia realizowane przez wychowawcę świetlicy oraz bibliotekarza należą do zajęć dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych przeprowadzanych bezpośrednio z uczniami lub na ich rzecz.
NIK podkreślił też, że w wyniku przyjętego rozwiązania dyrektorzy szkół prowadzonych przez gminę zostali pozbawieni możliwości motywacyjnego lub dyscyplinującego oddziaływania na osoby wykonujące faktycznie pracę wychowawczą.
Powierzenie pracownikom Centrum Kultury wykonania w szkołach zadań przewidzianych dla nauczycieli było działaniem nierzetelnym ze względu na pozbawienie tych pracowników - odpowiadającego ich zadaniom - statusu nauczyciela - można przeczytać w wystąpieniu pokontrolnym.
Najwyższa Izba Kontroli wniosła o zapewnienie w prowadzonych przez gminę szkołach zgodnej z prawem organizacji pracy bibliotek i świetlic szkolnych.
Tomasz Ulanowski pisze dzisiaj w "Wyborczej".
W dyskusji nad reformą szkoły, która toczy się również na łamach "Gazety", głównym problemem zdaje się nauczycielskie pensum. Nic tak nie razi wszystkich nienauczycieli jak to, że nauczyciele, których ze szkoły zapamiętaliśmy przecież jako szkodliwych dziwaków, uczą przez "ledwie" 18 godzin tygodniowo. Ledwie?!
Tak się składa, że kiedyś sam byłem belfrem, także przez krótki czas w szkołach państwowych i prywatnych, i wiem, jak ciężki to chleb. Dlatego kiedy słyszę, że pensum jest za małe, pukam się w czoło. Żaden nauczyciel - no, może poza wybitnymi albo wariatami (co często zresztą oznacza to samo) - nie jest w stanie poprowadzić więcej niż pięciu porządnych lekcji dziennie. To moim zdaniem absolutne maksimum, którego nie chciałbym powtarzać każdego dnia. Wiem, co mówię, bo miałem takie dni w szkole, kiedy prowadziłem i siedem zajęć, i pamiętam, ile te ostatnie lekcje były warte.
Ta przeurocza pani dziennikarka (?) MIRA SUCHODOLSKA umieściła w Gazecie Prawnej tekst, którego fragmenty przytoczymy:
Wrzesień to najgorszy miesiąc dla rodziców, niektórzy wręcz biegną do banku po pożyczkę, żeby móc godnie posłać Młodego czy Młodą po kolejną porcję wiedzy. Lista wydatków jest długa: od podręczników, poprzez te wszystkie koszulki, trampki, komitety, ech, szkoda gadać. Do tego dochodzi zmora wysysająca z gotówki rodzicielskie portfele: coraz modniejsze wyjazdy integracyjne - dla uczniów klas pierwszych (szkół podstawowych, gimnazjów i szkół średnich). Jeśli wychowawca posiada choć szczątkową zdolność empatii, ma wzgląd na rodzicielską (nie)wypłacalność. Ale często nie ma. Osoby znające branżę twierdzą, że to dlatego, iż organizator wyjazdu otrzymuje od np. pensjonatu stosowną prowizję. Tak samo jak od wartości zamówionych podręczników, sprzętu komputerowego, ubezpieczeń czy zdjęć zrobionych dzieciakom przez zaprzyjaźnionego fotografa. Jest o co walczyć.
W ogóle mam wrażenie, że nauczyciele to grupa zawodowa (z chlubnymi wyjątkami, którym kłaniam się nisko i z szacunkiem), którym chciwość odbiera nie tylko zdolność do etycznego zachowania, ale też przytępia instynkt samozachowawczy. [...]
Szkoda tych szkół, szkoda dzieci, szkoda wreszcie lokalnych społeczności, dla których placówka szkolna jest często jedynym ośrodkiem kultury. Nauczycieli też szkoda. Niech się modlą o zdrowie, kiedy nie mają dość rozumu, aby wyciągnąć logiczne wnioski z otaczającej ich rzeczywistości.
Zastanawiam się, czy nie warto by złożyć do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przez uroczą panią Suchodolską przestępstwa opisanego w 212 § 1 K.k.: Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie, karze ograniczenia albo pozbawienia wolności do roku.
§ 2. [zaostrza karę] Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
W poniedziałek rozmawiam z "moim" związkiem w tej sprawie.
A tak na marginesie, to zastanawia mnie, jaki związek ma pojawienie się tego tekstu (broń Boże nie sugeruję, że powstał on na zamówienie samorządowców) z faktem, że 26-27.09 rusza edukacyjny kongres samorządowy, którego podstawowym tematem będą zmiany w KN a właściwie jej likwidacja.
Nauczycielka pozywa uczniów
Gimnazjaliści przeklinali, nie słuchali jej poleceń, rozmawiali na lekcji przez telefon. W końcu nauczycielka powiedziała dość i podała ich do sądu. Rodzice uczniów są tym oburzeni - podaje Radio 5.
Matematyczka z Gimnazjum nr 2 w Suwałkach zarzuca jedenastu uczniom znieważenie funkcjonariusza publicznego - używanie wulgaryzmów, rozmawianie przez telefon komórkowy i niestosowanie się do jej poleceń.
Rodzice gimnazjalistów przyznają, że ich dzieci mogą sprawiać kłopoty, ale mówią, że takie sprawy powinno się załatwiać w szkole, a nie w sądach. - Te dzieci będą miały założoną kartotekę. Nie wiemy w przyszłości, kim będą, ale karalność jest bardzo ważna dla przyszłości tych dzieci - mówi matka jednego z uczniów w rozmowie z Radiem 5. Kobieta mówi, że sama pracuje w gimnazjum i wie, że "są tam bardzo różne dzieci", ale nigdy nie podałaby żadnego z nich do sądu, bo "jest to czyjś syn i czyjaś córka".
Dziękuję Wam za odpowiedzi❤️. W poradni do której dzwoniłam były one sprzeczne . Nauczyciele stwierdzili, że pismo brzydkie lecz czytelne . Dostosowania z komputerem RP nie uchwaliła.
Zgadzam się z Tomaszem. 8 lat pracował w szkole bez komputera, a tu nagle przy egzaminie musi. Rodzice mogą sobie naciskać. To jest decyzja rady pedagogicznej.
lis - od dawna poradnie już nie wypowiadają się wprost ad. egzaminów; stwierdzają "tylko" czy ma dys-, itp. Więc zapisu być nie musi, ale powinien być wdrożony.
Powered by PHP-Fusion copyright (c) 2002 - 2017 by Nick Jones. Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3 74,809,032 unikalne wizyty